Mieszkańcy Azerbejdżanu, byłej republiki ZSRR, wybierali dziś nowy parlament. Głosowanie, monitorowane przez obserwatorów zagranicznych, zakończy się zapewne zwycięstwem partii rządzącej, powiązanej z prezydentem Ilhamem Alijewem.

Na godzinę przed zamknięciem lokali wyborczych frekwencja wyniosła niespełna 40 procent. W sumie głosować mogło ponad 4,5 miliona obywateli.

Azerbejdżan to największy i najludniejszy kraj Kaukazu Południowego. Wybory w tym kraju pilnie śledzone są przez kraje Zachodu, które zainwestowały w tej roponośnej republice miliardy dolarów.

Azerska opozycja ostrzegała przed fałszerstwami i zapowiada protesty. Jednak jej szanse zostały pomniejszone przez aresztowania jej zwolenników, utrudnienia w organizowaniu manifestacji i nierówny dostęp kandydatów do mediów. Opozycję osłabiło również ujawnienie przez władze w ostatnich tygodniach rzekomego spisku. Już po głosowaniu opozycja oświadczyła, że posiada informacje o około 6 tysiącach przypadków uchybień w całym kraju.

Ostrożnie na ten temat wypowiadają się międzynarodowi obserwatorzy. Są jednak zgodni, że rządzący krajem twardą ręką prezydent Ilham Alijew obawia się wpływu prodemokratytcznych „kolorowych" rewolucji, które wybuchły w Gruzji i na Ukrainie. Wątpią jednak, by podobne procesy powtórzyły się w Azerbejdżanie i prognozują wygraną rządzącej partii prezydenckiej.