Podczas antyprezydenckich protestów w stolicy Brazylii demonstranci podpalili budynek ministerstwa rolnictwa. Próbowali także podłożyć ogień pod siedzibami dwóch innych resortów w dzielnicy rządowej. Minister obrony Raul Jungmann zapowiedział na konferencji prasowej, że rząd wyśle wojsko, by przywróciło porządek w stolicy.

Jak pisze agencja dpa, z powodu zamieszek ewakuowano wiele ministerstw. By powstrzymać demonstrantów, policja użyła gazu łzawiącego i granatów hukowych.

W manifestacji wzięło udział około 35 tysięcy ludzi. Protestujący domagali się dymisji oskarżanego o korupcję prezydenta Michela Temera i odstąpienia przez rząd od reform oszczędnościowych.

W ostatnich dniach prezydentowi Temerowi przedstawiono poważne zarzuty: dotyczą one łapownictwa i przywłaszczenia sobie części funduszy przeznaczonych na kampanię wyborczą jego centroprawicowej Partii Demokratycznego Ruchu Brazylijskiego (PMDB).

Temer zapowiada jednak, że mimo oskarżeń, wysuniętych przeciwko niemu przez Sąd Najwyższy, nie ustąpi ze stanowiska. Byłoby to przyznaniem się do winy - oznajmił w wywiadzie opublikowanym w poniedziałek na łamach dziennika "Folha de S. Paulo".

Do środowych protestów wezwały związki zawodowe i partie lewicowe, które podkreślają, że reformy uchwalane i wdrażane przez rząd Temera ograniczą prawa pracowników. Nowe ustawy pozwalają pracodawcom wydłużyć dzień pracy do 12 godzin, a 30-dniowy urlop podzielić bez zgody pracownika na trzy części. Przewidują również m.in. zamrożenie na 20 lat wydatków na ochronę zdrowia i oświatę, próbę wydłużenia wieku emerytalnego, zapoczątkowanie prywatyzacji infrastruktury gospodarczej czy dopuszczenie zagranicznych koncernów do eksploatacji brazylijskich złóż ropy naftowej.

Prezydent twierdzi, że reformy te są konieczne, by wyciągnąć kraj z zapaści ekonomicznej.

Związki zawodowe proponowanych zmian nie pochwalają.

Temer nie może zostać, a reformy, które tłamszą nasze prawa, nie mogą być wdrażane - oświadczył Dorivaldo Fernandes, członek związku zawodowego pracowników medycznych.

Chcemy nowych, przyzwoitych ludzi, którzy mogą posprzątać ten bałagan - dodał.


(e)