Na tapecie… tapety! Nie cichną echa remontu mieszkania brytyjskiego premiera na Downing Street. Był kosztowny i nie wiadomo, kto za niego zapłacił. W dodatku nie wykonano go właściwie. Brytyjskie media nie odpuszczają tematu.


Tapety były bardzo kosztowne - 840 funtów za rolkę. To prawie 4,5 tys. złotych.

Ale jak się okazuje, nie położono ich właściwie. Odklejają się od ścian i zawijają im się rogi.

Według doniesień, premier Boris Johnson zmuszony był wezwać specjalną ekipę, która ma tę usterkę naprawić. Osobą, która zleciła i zarządzała remontem, jest jego partnerka Carrie Symonds. To jej gust miał się okazać tak kosztowny. Remont mieszkania na Downing Street mógł kosztować nawet 200 tys. funtów.

Premier dysponuje rocznym funduszem w wysoki 30 tys. na utrzymanie swej rezydencji. Pytanie, kto pokrył resztę tej kwoty. 

Premier Boris Johnson zapewnia, że pochodziła ostatecznie z jego kieszeni. Złośliwi pytają, kto te pieniądze tam włożył. Wciąż nie widomo bowiem, kto najpierw pokrył koszty remontu i czy zostały one właściwie udokumentowane.

Były osobisty doradca brytyjskiego premiera Dominic Cummings ujawnił na swoim blogu, że Johnson planował zdobyć pieniądze na remont od darczyńców partii Konserwatywnej. Miało to być, jego zdaniem, niemoralne i możliwe, że nielegalne ze strony premiera. Cummings, który był jednym z architektów brexitu, będzie w tej sprawie zeznawał przed komisją parlamentarną.

Komentatorzy uważają, że może przysporzyć swemu byłemu pracodawcy i szefowi rządu jeszcze wielu kłopotów.


Opracowanie: