Będzie dochodzenie w sprawie remontu mieszkania brytyjskiego premiera Borisa Johnsona. Wciąż nie wiadomo, kto za odnowę zapłacił. Istnieją podejrzenia, że mogli to zrobić darczyńcy wspierający rządzącą partię Konserwatystów, bez odpowiedniego udokumentowania tych funduszy.

Remont mieszkania premiera na Downing Street kosztował 200 tys. funtów. Nie było ono ani zrujnowane, ani nie trzeba było w nim wymienić okien, ani burzyć ścian. Chodziło o zmianę stylu, kupno mebli i położenie wykwintnych tapet. Takie życzenie miała rzekomo partnerka Borisa Johnsona, Carrie Symonds, z którą mieszka w rezydencji. 

200 tys. to spora kwota jak na zakres wykonanych prac. Wyborcy mają prawo wiedzieć, kto za nie zapłacił. Tym bardziej, że nie były one absolutnie konieczne. Zdaniem Electoral Comission, istnieją podstawy, by przypuszczać, że mogło zostać złamane prawo. To uważnie sformułowany komunikat, ale jego konsekwencje są dla Borisa Johnsona poważne.

Transparentne zasady

Electoral Comission zazwyczaj stoi na straży przestrzegania procedur wyborczych. Wkracza do akcji tylko wtedy, gdy sytuacja może potencjalnie zagrozić podstawom demokracji. Remont mieszkania premiera to nie wybory parlamentarne, ale kontrola etyki, jaka obowiązuje ludzi pełniących stanowiska publiczne i także leży w gestii działań komisji. Jej członkowie będą przesłuchać świadków, sprawdzić elektroniczną korespondencję i SMS-y, które mogą wyjaśnić kulisy sprawy.

Obiektem dochodzenia nie jest osoba Borisa Johnsona, lecz jego partia i sposoby jej finasowania. Pieniądze, jakie otrzymuje od sympatyków w postaci darowizny, muszą być udokumentowane. Nieważne, czy mają one pokryć remont mieszkania premiera czy wesprzeć kampanię wyborczą. Elektorat ma prawo wiedzieć, kto komu płaci i za co.    

Akcja i reakcja

Brytyjski premier kipi ze złości. Twierdzi, że to on pokrył koszty remontu. Pozostają pytania, kto najpierw za niego zapłacił i czy premier nie zwrócił przypadkiem jedynie niewidzialnego długu tylko po to, by w oczach opinii publicznej zatrzeć ślady.

W odpowiedzi na działania komisji Boris Johnson powołał własną, która badać będzie standardy w życiu publicznym. Ale to od niego zależeć będzie jej funkcjonowanie. Reakcja premiera od razu spotkała się z ostrymi komentarzami w mediach. "Żyjemy w kraju, gdzie policja nie potrzebuje zgody złodzieja, żeby prowadzić dochodzenie w sprawie włamania" - to tylko jedna z opinii, jakie pojawiały się prasie.

Z obrony do ataku

Perypetie Borisa Jonsona związane z kosztami remontu na Downing Street są okazją dla opozycji parlamentarnej do przejęcia inicjatywy w Izbie Gmin. Polityczni przeciwnicy Konserwatystów popierają działania rządu w walce z pandemią, ale dążą do wszczęcia publicznego dochodzenia w sprawie kontraktów na respiratory i środki ochronne, które rok temu ich zdaniem przyznawane były po znajomości, bez przestrzegania stosownych procedur. 

Afera związana z pieniędzmi na pokrycie remontu mieszkania na Downing Street będzie wodą na młyn dla Laburzystów, którzy oskarżają rządzącą ekipę o brak etyki, nepotyzm i moralną korupcję. Od czasu brexitu brytyjska polityka nie była tak gorąca.


Opracowanie: