"We Francji nie było rządu mniejszościowego od dziesiątek lat." - komentował w rozmowie z Bogdanem Zalewskim w radiu RMF24 Frédéric Schneider - redaktor francuskojęzycznej edycji VoxEurop, prezes French-Polish Bridges, z wykształcenia politolog, ekonomista i lingwista. Gość porannej rozmowy "7 pytań o 7:07" tłumaczył także, dlaczego we Francji obowiązuje ordynacja większościowa.

Bogdan Zalewski: Pytanie pierwsze o francuski system jednomandatowych okręgów z dwiema turami wyborów parlamentarnych. Co to za skomplikowana machina?

Frédéric Schneider: Ona wcale nie jest skomplikowana - wbrew pozorom. Według niej wyniki nie są jednak proporcjonalne do tego, na kogo wyborcy oddają głos. To jest ordynacja większościowa, co oznacza, że w każdym z okręgów wyborczych, których jest 577 - tak jak liczba posłów - wybiera się jednego posła. Tak jakby wybierano jednego prezydenta. Tak jak wybiera się jednego prezydenta w Polsce i jednego we Francji, i jednego w innych krajach. Oznacza to, że tak naprawdę liczba posłów potem nie jest proporcjonalna do liczby głosów, które otrzymała dana partia. Na przykład, obóz prezydenta Francji, czyli Ensemble - koalicja Razem, zdobyła wczoraj 42 proc. mandatów, podczas gdy zdobyła tylko 26 proc. głosów, ponieważ w 42 procentach tych okręgów wyborczych zdobyli najwięcej głosów w drugiej turze. Czyli są dwie tury wyborów parlamentarnych, tak jak w Polsce są dwie tury wyborów prezydenckich. 

Tu jest pewna analogia. Pytanie drugie, w związku z tą drugą turą. Jakie rządy czekają Francję? Obóz prezydencki będzie miał taki komfort, pokój, spokój? Czy zapowiada się okres politycznych wojen podjazdowych i może z tym związanych także ulicznych protestów? 

Niestety, żaden spokój. Nie było rządu mniejszościowego od dziesiątek lat. Tak, jak powiedziałem, teraz partia prezydencka zdobyła 42 procent mandatów, około 245 posłów - dzisiaj w ciągu dnia dowiemy się ilu dokładnie. Oznacza to, że po raz pierwszy od bardzo wielu dziesiątek lat, rząd nie będzie miał większości w parlamencie. Trzeba powiedzieć dlaczego jest właśnie ta ordynacja większościowa we Francji. Dlatego, że za IV republiki - między 1946 a 1958 rokiem - co chwilę rząd padał. Na przykład rząd Roberta Schumana utrzymał się tylko 4 dni, ponieważ był brak stabilności. Więc wymyślono ten system większościowy dla stabilizacji, żeby główna partia zdobyła większość mandatów, a teraz się to nie udało. Po raz pierwszy tak naprawdę od 1958 roku, od kiedy ustanowiono V Republikę.

Mamy przełomowy moment. Pytanie trzecie, jaki jest powód tak dużej popularności lewicy we Francji? Do tej pory raczej prawicowa Marine Le Pen straszyła Macrona i jego wyborców. Teraz ma dodatkowo innego stracha, po lewej, Jeana - Luca Melenchona.

Trzeba relatywizować ten sukces lewicy, ponieważ nie było jej w drugiej turze wyborów prezydenckich, ani w tym roku, ani w 2017 roku. Podczas, gdy we wszystkich poprzednich wyborach prezydenckich kandydat lewicy jak najbardziej znalazł się w drugiej turze, a czasami nawet wygrywał. Natomiast, to co się stało od kwietnia, to że coraz bardziej wyborcy zwracają uwagę na drożyznę, na arogancję władzy/ Poza tym był brak kampanii. W związku z tym, że władza myślała, że jak wygrała wybory prezydenckie dwa miesiące temu, to wygra też wybory parlamentarne i tak naprawdę nic nie muszę argumentować. Ta ordynacja w większości nie jest dobra dla skrajnej prawicy, ale skrajna prawica odniosła sukces. Wszyscy na to wskazują, że 9 posłów pięć lat temu, a 90 w tym roku, to jest ogromny skok.

Tak jest, wielka różnica. A więc Francja się troszkę oskrzydla i z lewa, i z prawa. Pytanie czwarte. Jakie -twoim zdaniem- wyzwania wewnętrzne stoją przed rządzącymi nad Sekwaną? Co jest teraz najtrudniejszym zadaniem do wykonania we Francji?

Nie wiem, czy to jest moje zdanie - ale na pewno media i politycy najbardziej o tym trąbią - to jest drożyzna, zresztą nie tylko we Francji. Wiadomo, że w Polsce jest znacznie wyższa - powyżej 10 procent, podczas gdy we Francji jest to zaledwie 5 procent. Ale we Francji, od tych szoków naftowych w latach siedemdziesiątych, inflacja utrzymuje się na poziomie dwóch, trzech procent od kilkudziesięciu lat, więc takie 5 proc. dla Francuzów to jest ogromny szok. Każda partia proponuje jakieś swoje rozwiązania, chociaż wydają się one bardzo populistyczne.

Pytanie piąte, może o cenę naszych relacji - między Francją a Polską. Jakie są twoim zdaniem pola możliwej współpracy między Paryżem a Warszawą, a gdzie się kryje ryzyko najpoważniejszych sporów?

Powiem, że do tanga trzeba dwojga, więc to zależy w dużej mierze od tego, jakie będzie podejście Polski. Pan minister Rau jest dość taki buńczuczny, skory do konfliktów, jeżeli chodzi o polskie ministerstwo spraw zagranicznych...

Wspólną płaszczyznę chyba by znalazł z prezydentem Emanuelem Macronem - mówiąc ironicznie.

Być może tak. W każdym razie, to zależy w dużej mierze od tego, czy praworządność będzie przestrzegana zdaniem Francuzów w Polsce. To będzie zależało oczywiście od Ukrainy, chociaż generalnie widzimy, że podejście w relacjach do Ukrainy we Francji jest inne niż w Polsce. Wydaje mi się, że po prostu Francja, jak na to wskazuje Macron, nie chce upokarzać Rosji w tym sensie, że jak już się skończy ten konflikt z Ukrainą, to Francja będzie chciała współpracować z Rosją, bo nie odbudujemy Europy bez Rosji. Nawet jakby Ukraina wygrała tę całą wojnę to, co dalej? Co dalej?

Jak wielką rolę będzie chciała odgrywać Francja w tych relacjach z Ukrainą i Rosją? Jaka jest misja teraz Macrona, po wyborach? Czy to co mówił do tej pory, to była kwestia tylko wyborcza, jakiegoś mruganie do elektoratu, czy to jest jego stały kurs?

Generalnie Francja, jako kraj, który sprawował dotychczas i będzie jeszcze sprawował do 30 czerwca prezydencję Unii Europejskiej chce być takim pośrednikiem między Ukrainą a Rosją. Średnio jej się dotychczas to udawało, więc być może ton stanie się bardziej rygorystyczny, ale cały czas Francja twierdzi - i to zarówno rząd jak i opozycja - że trzeba rozmawiać z Rosją, ponieważ rozwiązaniem nie jest to, żeby się po prostu zupełnie obrazić na Rosję. Oczywiście trzeba krytykować Rosję za to, co teraz robi na Ukrainie, ale już zastanawiać się nad rozwiązaniami, jak później współpracować.

Czyli kij i marchewka. Pytanie siódme, ostatnie, takie trochę polityczno-literackie o natowską solidarność, o tę słynną dewizę Muszkieterów "jeden za wszystkich, wszyscy za jednego". Czy ta szlachetna zasadach, rodem z powieści Aleksandra Dumasa, na pewno nadal obowiązuje w Pakcie Północnoatlantyckim. Czy Polska - tak mówiąc wprost - w potrzebie - oby nie - może liczyć na Francję?

Tak, zdecydowanie. Podkreśla się czasami, że Ukraina została zdradzona. Rosja zaatakowała Ukrainę i mocarstwa zachodnie nie zareagowały. Natomiast Ukraina po prostu nie należała do NATO i wciąż nie należy. Być może kiedyś będzie należała, podczas gdy Polska należy do NATO, więc wiadomo, że gdyby Rosja zaatakowała Polskę, to narusza integralność terytorialną całego NATO i NATO nie może się na to zgodzić. Ani Francja, ani Stany Zjednoczone, ani Niemcy, ani Wielka Brytania.

Po jeszcze więcej informacji odsyłamy Was do naszego internetowego Radia RMF24

Słuchajcie online już teraz!

Radio RMF24 na bieżąco informuje o wszystkich najważniejszych wydarzeniach w Polsce, Europie i na świecie.