Były lider Polskiego Stronnictwa Ludowego mimo zaproszeń nie pojawił się na konwencji krajowej partii, na której zatwierdzone zostały listy do europarlamentu. Ten fakt był komentowany dość jednoznacznie - jako ostentacyjne odmawianie poparcia obecnemu prezesowi, Januszowi Piechocińskiemu.

Pytany przez naszego reportera o nieobecność Pawlaka, Janusz Piechociński starał się unikać jednoznacznej odpowiedzi. Nigdy nie powiedziałem i nie powiem złego słowa o żadnym z poprzednich prezesów. A o Waldku szczególnie - stwierdził wymijająco. 

Podczas konwencji zatwierdzono listy wyborcze Stronnictwa do europarlamentu, które zostały wyłonione na wcześniejszych konwencjach wojewódzkich. Głos zabrali m.in. szef Rady Naczelnej partii Jarosław Kalinowski i przewodniczący Janusz Piechociński.

Szef ludowców podkreślił, że przedstawicieli jego partii nie było na Majdanie w czasie kryzysu ukraińskiego. Nie licytowaliśmy się. Wiemy, jaką cenę Polacy zapłacili za drogę do wolnej Polski, dlatego mówimy: ważna jest Ukraina i Europa, ale dla PSL - dla tych, którzy żywią i bronią - ciągle ważna jest Polska i Polacy - stwierdził. W podobnym tonie wypowiadał się Kalinowski. Uważam, że to był wielki błąd, że politycy PO i PiS ścigali się, kto szybciej wyjedzie na Majdan i kto bardziej będzie zagrzewał naród ukraiński do rewolucji - mówił.

Janusz Piechociński, odnosząc się do eurowyborów, podkreślił, że o europosłach PSL "dobrze się mówi, bo poszli do Parlamentu Europejskiego nie Europę rozwalać, ale Europę budować i uczyć szacunku". Wezwał też odpowiedzialnych za kształt list wyborczych innych ugrupowań do rachunku sumienia w sprawie tego, jak zachowywali się ich europosłowie, dlaczego ze wstydem z niektórych z nich się wycofuje, dlaczego ze wstydem przesuwani są na inne listy wyborcze albo do innych okręgów. My nie musimy zmieniać poglądów i programów, nie musimy raz iść kursem lekkim, a raz ciężkim - powiedział.

(mn)