Dwoma projektami ustaw o zakazie handlu w niedzielę - obywatelskim i poselskim - zajął się dzisiaj Sejm. Oba zakładają zmianę w Kodeksie pracy, który obecnie mówi, że praca w placówkach handlowych jest niedozwolona jedynie w święta. Szanse na to, że zmiany zostaną przeforsowane są jednak niewielkie. Odrzucenia projektów chce PO, nie poprą ich również Twój Ruch i PSL. Za dalszymi pracami opowiedziały się kluby PiS i Solidarnej Polski, a także - z zastrzeżeniami - SLD. Premier ogłosił, że podchodzi do pomysłu zmian sceptycznie.


Pełnomocnik Komitetu Inicjatywy Ustawodawczej "Wolna Niedziela" Krzysztof Steckiewicz przekonywał podczas sejmowej debaty, że nowela pociągnie za sobą same korzyści - jedną z nich miałaby być nowa jakość życia dla rodzin, zwłaszcza dla rodzin pracowników zatrudnionych w handlu. Steckiewicz mówił również, że wymuszanie pracy w placówkach handlowych w niedzielę - zwłaszcza wobec kobiet, które stanowią gros zatrudnionych w handlu, a jednocześnie pełnią odpowiedzialne funkcje w życiu rodzinnym i wychowywaniu dzieci - jest przez znaczną część społeczeństwa oceniane negatywnie.

Niemal identyczny projekt zmian przygotowali posłowie PiS, PO, PSL i SP. W uzasadnieniu projektu czytamy m.in., że "nie znajduje uzasadnienia argument o istotnej roli społecznej pracy placówek handlowych w niedzielę" oraz że "argument ten pozostaje w sprzeczności z analizą skutków wprowadzonego w 2007 roku zakazu pracy placówek handlowych w dni świąteczne". Poseł Robert Telus (PiS) podkreślał, że zakaz z 2007 roku nie pociągnął za sobą jakichkolwiek utrudnień dla obywateli ani żadnych negatywnych skutków ekonomicznych.

Argumentował też, że w polskiej i europejskiej kulturze niedziela przeznaczona jest na odpoczynek i życie rodzinne, co wynika z chrześcijańskich tradycji naszego kontynentu. Wprowadzenie zakazu pracy placówek handlowych w niedzielę pozwoli również zmienić formę spędzania wolnego czasu - miejsce zakupów w obiektach handlowych zajmie udział w imprezach kulturalnych lub wycieczki na tereny z nieskażonym środowiskiem naturalnym - mówił.

"Nie stać nas na eksperymenty" kontra "Niedziela jest dniem szczególnym i świątecznym"

Poseł Tomasz Szymański (PO) złożył wniosek o odrzucenie obu projektów w głosowaniu. Jego zdaniem, wprowadzenie zakazu handlu w niedzielę doprowadzi do wzrostu bezrobocia, bo pracodawcy zwolnią nawet 50 tysięcy pracowników. Polityk ocenił, że projekt poselski "zawiera populistyczne propozycje", a projekt obywatelski "jest nie do końca przemyślany".

Również Henryk Smolarz (PSL) przekonywał, że projekty mogą doprowadzić do wzrostu bezrobocia. Jego zdaniem, do pomysłu ograniczenia handlu w niedzielę należy powrócić w przyszłości, gdy sytuacja gospodarcza kraju będzie lepsza. Szlachetne intencje nie zawsze prowadzą do dobrego. Wierzymy, że w przyszłości sprawa handlu w niedzielę znajdzie rozwiązanie. Dziś naszym obowiązkiem jest zachowanie miejsc pracy. Nie stać nas na eksperymenty - mówił.

Anna Grodzka (TR) zapowiedziała, że Twój Ruch nie poprze projektów. Według niej, są one "nacechowane ideologicznie" i nie poprawią sytuacji pracowników handlu. Posłanka przywołała dane, z których wynika, że statystyczny Polak spędza w pracy 1929 godzin rocznie. Zakaz handlu nie wychodzi naprzeciw realnym problemom pracowników - podkreśliła.

Przeciwnego zdania jest Stanisław Szwed (PiS), który opowiedział się za skierowaniem obu projektów do dalszych prac w komisjach. Przekonywał, że większość Polaków popiera zakaz handlu w niedzielę. Dodał też, że takie rozwiązanie funkcjonuje w wielu państwach Europy. Czas najwyższy, żeby Polska dołączyła do tych krajów. Niedziela jest dniem szczególnym i świątecznym - mówił.

Za dalszymi pracami nad projektami opowiedział się także Tadeusz Woźniak (SP).

Za dalszymi pracami, ale z zastrzeżeniami, opowiedział się natomiast Artur Ostrowski (SLD). Zaznaczył, że ewentualne zmiany powinny w pierwszej kolejności uwzględniać interesy pracowników. Weźmy pod uwagę wszystkie argumenty i pytania. Pamiętajmy, aby nie odbyło się to kosztem pracowników handlu i ze szkodą dla nich, że stracą pracę - podkreślił.

Rząd na nie, premier sceptyczny

Rząd zaopiniował poselski projekt negatywnie. Według Rady Ministrów, istniejące unormowania są kompromisowe. Dalsze ingerowanie w system handlu mogłoby oznaczać ograniczenie liczby miejsc pracy dla pracowników zatrudnionych w placówkach handlowych i przedsiębiorstwach współpracujących (hurtowniach, firmach transportowych i dostawczych) oraz punktach usługowych funkcjonujących w centrach handlowych (pralniach, kawiarniach) - przekonuje rząd. Szacuje, że w wyniku zamknięcia sklepów w niedziele zlikwidowanych musiałoby zostać około 11 tysięcy etatów.

Pomysł wprowadzenia zakazu handlu w niedzielę skomentował przebywający w Brukseli premier Donald Tusk. Generalnie byłbym sceptyczny, jeśli chodzi o zakaz handlu w niedzielę - stwierdził. Nie chciałbym podejmować żadnych decyzji w Polsce, które mogłyby mieć negatywny wpływ na rynek pracy. To znaczy, jeśli pojawia się choćby cień zagrożenia, ryzyka, że utracilibyśmy trochę miejsc pracy, to dziś w tak trudnej sytuacji na rynku pracy, wolałbym takich decyzji nie podejmować - wyjaśnił.

Zdaniem premiera, argument, że każdemu należy się w niedzielę wypoczynek, "jest w tym sensie nacechowany hipokryzją, że przecież setki tysięcy ludzi tak czy inaczej w niedzielę muszą pracować". Nie dotyczy to - jak wyjaśnił Tusk - tylko obsługi hipermarketów czy galerii handlowych, ale również tysięcy ludzi pracujących w różnych służbach porządkowych, pracowników stacji benzynowych czy elektrowni. Jest bardzo dużo instytucji i przedsiębiorstw, które pracują w ruchu ciągłym, więc ideologiczny zakaz pracy w niedzielę i tak nie wchodzi w rachubę - ocenił premier.

Więc to jest pytanie nie o to, czy w niedzielę można pracować, czy nie - bo wiadomo, że ludzie pracują w niedzielę i szukają wtedy wolnego w inne dni. Tak naprawdę to jest pytanie o to, czy praca w niedzielę, np. w hipermarketach, nie jest kosztem prawa do wypoczynku w innym dniu niż niedziela, w tygodniu - podkreślił i zaznaczył, że w tej kwestii "nie trzeba zakazu handlu w niedzielę, do tego trzeba dużo bardziej intensywnej pracy służb takich, jak np. Państwowa Inspekcja Pracy, po to, by chronić prawa pracowników".