Posłowie zdecydowali o samorozwiązaniu Sejmu, nowy ma być wyłoniony w wyborach 21 października. Premier Jarosław Kaczyński odwołał też ministrów swojego rządu. Powołał ich na sekretarzy stanu i uniknął w ten sposób głosowania nad wnioskiem Platformy Obywatelskiej o odwołanie szefów resortów

Stwierdzam, że Sejm wymaganą większością głosów podjął uchwałę w sprawie skrócenia kadencji Sejmu Rzeczypospolitej Polskiej – ogłosił o godz. 21:43 Ludwik Dorn. Tuż przed godz. 22 marszałek Sejmu podpisał uchwałę o samorozwiązaniu Sejmu.

Za wnioskiem SLD w sprawie skrócenia kadencji zagłosowało 377 posłów, przeciwko było 54; 20 parlamentarzystów wstrzymało się od głosu. Sejm rozwiązał się z olbrzymią przewagą 70 głosów (do przegłosowania uchwały wystarczyłoby poparcie 307 posłów). W chwili, gdy na tablicy świetlnej pojawił się wynik, posłowie PiS-u, PO i SLD wyskoczyli z siedzeń i okrzykiem niczym po zdobytej bramce ryknęli: „jest”. Premier Lech Kaczyński uśmiechał się od ucha do ucha. Wielu posłów gratulowało sobie, ściskając dłonie.

Część posłów uznała, że ojcem chrzestnym skrócenia kadencji jest Donald Tusk, stąd na sali długo skandowano jego imię. Ja raczej czuję się jak ktoś, kto coś zaczął rzeźbić, czy malować, czy pisać i że to jest ostatnie pchnięcie dłutem, czy ostatnie słowo powieści. To był trudny projekt. Mało kto stawiał na to samorozwiązanie - powiedział RMF FM tuż po głosowaniu lider Platformy Obywatelskiej.

To ważny dzień dla demokracji - ocenił po głosowaniu marszałek Sejmu Ludwik Dorn. Jak dodał, to dzień, w którym wraca wiara w demokrację i parlamentaryzm.

Polsce potrzebne są wybory. My uważaliśmy od jakiegoś czasu, że to jest jedyne rozwiązanie. Inni się wahali, dochodziło do aktów destrukcji zupełnie niebywałych. Powstała nowa koalicja, która połączyła partie, niedawno jeszcze skrajnie się krytykujące - powiedział Jarosław Kaczyński.

Premier poinformował, że prezydent na jego wniosek odwołał większość ministrów, z wyjątkiem siedmiu, m.in. Jerzego Polaczka czy Anny Fotygi. Odwołani ministrowie zostali mianowani na sekretarzy stanu i formalnie nadal zarządzają podległymi im resortami. Kaczyński zaznaczył, że przejął obowiązki Prokuratora Generalnego.

To koniec, ale drzwi Sejmu nie zostaną zamknięte na kłódkę - parlamentarzyści zbiorą się w dniach 19-21 września, aby zająć się pilnymi ustawami, które czekają na przyjęcie. Posłowie będą bowiem musieli ocenić propozycje Senatu, by ustawy mogły trafić do podpisu prezydenta.

Głosowanie poprzedził retoryczny wulkan. Jerzy Szmajdziński, który uzasadniał wniosek SLD o skrócenie kadencji, sypał jak z rękawa określeniami typu: „król jest nagi”, „rząd Kaczyńskiego to rząd w cieniu toruńskiego zakonnika”. Donald Tusk również zaczął ostro. Zebraliśmy się tu, by przyjąć kapitulację Jarosława Kaczyńskiego - stwierdził lider PO. Jacek Kurski z PiS stwierdził, że samorozwiązanie nie jest klęską Prawa i Sprawiedliwości. Zaznaczył, że klęska z pewnością spotka Platformę Obywatelską podczas najbliższych wyborów parlamentarnych.

Ofiarą debaty stał się jednak sam Kurski. Zaczął Roman Giertych z LPR, który bezlitośnie punktował te głosowania, w których Kurski był przeciw, a zaliczył je do sukcesów rządu, tj. becikowe, mundurki czy ulgę prorodzinną. Część posłów krzyczała z sali „oszust” w stronę Kurskiego. Kropkę nad i postawił Waldemar Pawlak: Co do tych pomyłek, to może na ten koniec kadencji panu posłowi Kurskiemu podpowiem jako starszy kolega, że aby być za, trzeba nacisnąć ten zielony przycisk z krzyżykiem. Posłuchaj relacji reporterów RMF FM Mariusza Piekarskiego i Przemysława Marca:

Wcześniejsze wybory parlamentarne odbędą się najpóźniej w październiku. Datę ich przeprowadzenia wyznaczy Lech Kaczyński. Głosowanie nie może być później niż 45 dni od dnia przyjęcia uchwały o skróceniu kadencji.

To z pewnością historyczna chwila. Ostatni Sejm, który się sam rozwiązał, to Sejm kontraktowy w 1991 r. Później zdarzyło się, że Sejm rozwiązał prezydent Lech Wałęsa, ale samorozwiązania wybranego w wolnych wyborach parlamentu nie było.