Mija prawie miesiąc od momentu wybuchu kamienicy na poznańskim Dębcu. Dokładnie 4 marca, przed ósmą rano, jej mieszkańców obudził huk - najpierw wybuchającego gazu, później walących się gruzów. Ci, którym udało się uciec - wzięli ze sobą tylko to co mieli pod ręką. W katastrofie zginęło pięć osób i ponad 20 zostało rannych. Kamienica została już w całości wyburzona. Została z niej jedynie sterta gruzu.

Dziś pod płotem otaczającym gruzowisko zniszczonej od wybuchu kamienicy pojawiły się znicze. Proboszcz parafii św. Trójcy ks. Marek Matyca mówił naszemu dziennikarzowi, że reakcja mieszkańców okolicy na to, co się stało, to wyjątkowe świadectwo wiary i miłości do bliźniego.

Dla mieszkańców poznańskiego Dębca to wciąż żywe i wyjątkowo trudne wspomnienia. Wielu z nich pamięta ofiary wybuchu albo zna też tych, którzy przeżyli. I jak mówią, ten dar nowego życia pozwala również im - bliskim sąsiadom - z optymizmem patrzeć w przyszłość.

Ludzie znali się tu w okolicy. To jest dla nas ciężki czas - mówili ci, którzy w wielkanocny poranek szli do kościoła na nabożeństwo. Byliśmy przerażeni, to była okropna tragedia - wspomina tamten dzień jedna z mieszkanek Dębca.

Dla większości rodzin, które przeżyły, jest to pierwsza Wielkanoc poza dotychczasowym domem i jak same mówią - pierwsza Wielkanoc w nowym życiu.

Część osób spędza wielkanocne śniadanie u swoich bliskich. Pozostali spotkali się w salce pobliskiej Szkoły Aspirantów Pożarnictwa. To tam świąteczny poczęstunek przygotowało dla nich miasto. 

Pani Kasia i pan Sebastian, którzy przyszli na wielkanocne spotkanie w szkole aspirantów, przeżyli wybuch w kamienicy. Dziś się uśmiechają, bo w perspektywie mają nowe mieszkanie. 

Chcemy już to, co było, schować w szufladkę. Człowiek już zapomina i żyje bieżącymi sprawami - powiedział pan Sebastian. Człowiek żyje wspomnieniami, trochę ochłonął, ale gdzieś to jeszcze jest, siedzi, ale teraz mam nadzieję będzie coraz lepiej - dodała pani Kasia. I przyznała ze wzruszeniem: Gdzieś, ktoś nad nami czuwa. Uznał, że mamy jeszcze coś do zrobienia tutaj .

Pani Gosia wielkanocne śniadanie spędza u córki. Jej mąż chwilę po katastrofie w wielkich emocjach mówił nam, jak wyciągał spod gruzów małą córeczkę sąsiadów. 

Zaczynamy drugie życie, od zera. Cieszymy się, że możemy te święta spędzić z rodziną. Z całą rodziną  - powiedziała reporterowi RMF FM pani Gosia.

O jej mężu mówiono jako o bohaterze. Bohaterem? Nie wiem. Myślę, że każdy by tak postąpił - mówił nam pan Krzysztof. To żadne bohaterstwo, to odruch, reakcja na płacz dziecka - dodał. 


(j.)