Wczoraj z domu poprawczego w Ignacewie uciekło 5 wychowanków. Szybko ich jednak złapano. A tu tymczasem wyszła na jaw kolejna afera związana z tą placówką.

Chodzi o postawę dyrektora poprawczaka. Otóż postanowił on nie zawiadamiać policji o ucieczce wychowanków, gdyż jak tłumaczył obawiał się niepotrzebnego rozgłosu w mediach. I pewnie by się to udało, gdyby policja nie dowiedziała się o wszystkim... właśnie z mediów.

Dyrektor Antoni Trzeciak powiedział wprost, iż miał nadzieję, że chłopcy sami wrócą do zakładu. Jeśli tak by się nie stało policję miał zawiadomić dopiero dziś: "Głęboko wierzyłem w to, że wrócą, ponieważ jeździli na przepustki i wracali. W tym momencie już są wszyscy w placówce i sprawa tak się zakończyła". Policja dowiedziała się jednak o wszystkim jeszcze wczoraj. Po telefonie od dziennikarza RMF do Komendy Wojewódzkiej wysłano do Ignacewa policjantów a ci usłyszeli od dyrektora, że rzeczywiście z zakładu uciekł jeden podopieczny – 17-latek karany za włamania.

Informacje o 5 uciekinierach policja potwierdziła kilka godzin później, zatrzymując brakującą czwórkę na dworcu kolejowym w Koluszkach. Całą sytuacją chyba najbardziej zaskoczona jest policja, czego nie ukrywa ich łódzki rzecznik podinspektor Jarosław Berger: "Ja nie rozumiem co się stało. Jasno trzeba powiedzieć, że Ignacew nie jest jakimś szczególnym miejscem, skąd jest więcej ucieczek. To nieprawda. To że o tym tyle dzisiaj mówimy, to tylko dlatego, że ktoś chyba nie pomyślał". Sprawę bada już prezes Sądu Okręgowego w Łodzi a mieszkańcy Ignacewa najbardziej dziwią się uciekinierom, którym według nich niczego nie brakowało.

12:50