„W sprawie obywatela Polski przebywającego w szpitalu w Wielkiej Brytanii, MSZ podjęło wszelkie możliwe działania na poziomie politycznym, prawnym i konsularnym; sprawa jest stale monitorowana przez władze Rzeczypospolitej Polskiej” - poinformował resort spraw zagranicznych. Dziś o sytuacji mężczyzny z ambasador Wielkiej Brytanii Anną Clunes rozmawiała Elżbieta Witek, a deklarację przyjęcia mężczyzny do Kliniki Budzik złożył prof. Wojciech Maksymowicz.

Brytyjski sąd przychylił się w poniedziałek wieczorem do wniosku szpitala w Plymouth w południowo-zachodniej Anglii, by nie zezwalać konsulowi w RP na dostęp do przebywającego tam, pozostającego w śpiączce obywatela Polski.

"Ministerstwo Spraw Zagranicznych pragnie podkreślić, że w sprawie obywatela Polski przebywającego w szpitalu w Wielkiej Brytanii, w ramach posiadanych kompetencji i upoważnień podjęło wszelkie możliwe działania na poziomie politycznym, prawnym i konsularnym. Przedmiotowa sprawa jest stale monitorowana przez władze Rzeczypospolitej Polskiej, w tym resort spraw zagranicznych oraz Ambasadę RP w Londynie" - poinformował polski resort dyplomacji w odpowiedzi na pytanie o dalsze kroki MSZ w sprawie przebywającego w szpitalu w Plymouth Polaka.

Rodzina podzielona

Sprawa dotyczy R.S. - mężczyzny w średnim wieku (jego personalia nie mogą być publikowane ze względu na dobro rodziny), który od kilkunastu lat mieszka w Anglii i który 6 listopada 2020 r. doznał zatrzymania pracy serca na co najmniej 45 minut, w wyniku czego, według szpitala, doszło do poważnego i trwałego uszkodzenia mózgu. W związku z tym szpital w Plymouth wystąpił do sądu o zgodę na odłączenie aparatury podtrzymującej życie, na co zgodziły się mieszkający w Anglii żona i dzieci mężczyzny. Przeciwne są temu jednak mieszkające w Polsce matka i siostra, a także mieszkające w Anglii druga siostra mężczyzny i jego siostrzenica.

Żona R.S. uważa, że nie chciałby on być podtrzymywany przy życiu przy obecnym stanie, a druga część rodziny argumentuje, że jako praktykujący katolik opowiadał się za prawem do życia od poczęcia do naturalnej śmierci, zatem nie chciałby, aby jego życie zakończyło się w ten sposób.

15 grudnia Sąd Opiekuńczy - specjalny sąd zajmujący się wyłącznie sprawami dotyczącymi osób ubezwłasnowolnionych lub niemogących samodzielnie podejmować decyzji - uznał, że żona mężczyzny wie lepiej niż jego matka i siostry, jaka byłaby jego wola. Orzekł też, że w obecnej sytuacji podtrzymywanie życia mężczyzny nie jest w jego najlepszym interesie i w związku z tym odłączenie aparatury podtrzymującej życie będzie zgodne z prawem, zaś mężczyźnie należy zapewnić opiekę paliatywną, by do czasu śmierci zachował jak największą godność i jak najmniej cierpiał.

Aparatura podtrzymująca życie została w zeszłym tygodniu odłączona po raz czwarty. W pierwszych trzech przypadkach z powrotem ją przyłączono - po dwóch, pięciu i trzech dniach - w związku ze złożonym wnioskiem o apelację, którego nie przyjęto, w związku z nowymi dowodami przedstawianymi przez tę część rodziny, która walczy o podtrzymywanie życia oraz z powodu skargi do Europejskiego Trybunału Praw Człowieka, której ten jednak nie przyjął.

Sąd nie zgodził się na transport mężczyzny do Polski

Część rodziny, która walczy o podtrzymywanie życia, uważa, że stan R.S. poprawił się zauważalnie od czasu pierwszego orzeczenia sądu. Wskazała, że po odłączeniu go od aparatury wspomagającej oddychanie oddycha on samodzielnie i nie było potrzeby jej ponownego przyłączenia; później w sporze chodziło tylko o odłączenie lub nieodłączanie rurek podających mu pożywienie i wodę. Przedstawiała też jako dowód nagranie wideo, na którym mężczyzna mruga oczami w trakcie obecności rodziny w szpitalu, a także opinię neurologa wyrażającego odmienne zdanie na temat jego szans na powrót do w miarę samodzielnego życia. 

Na posiedzeniu w dniach 30 i 31 grudnia Sąd Opiekuńczy odrzucił te dowody, wskazując, że nagrane smartfonem wideo nie ma takiej samej wagi jak badania medyczne, mruganie oczami według lekarzy jest naturalnym odruchem osoby pozostającej w tym stanie i niekoniecznie jest ono reakcją na obecność kogoś z rodziny. Wskazał też, że przywołany neurolog, Patrick Pullicino, jest jednocześnie katolickim księdzem i aktywnym działaczem organizacji na rzecz prawa do życia od poczęcia do naturalnej śmierci, zatem jego opinia nie jest bezstronna. Ponadto nie miał on wglądu w dokumentację medyczną.

Część rodziny zaproponowała przetransportowanie mężczyzny do Polski, gdzie mógłby być dalej utrzymywany przy życiu. Na to jednak nie zgadza się żona mężczyzny. Sąd nie zgodził się też na przetransportowanie R.S. do Polski, argumentując, że wiązałoby się to z dużym ryzykiem śmierci w trakcie transportu, co byłoby bardziej uwłaczające godności niż odłączenie aparatury. 

Z tą argumentacją nie zgodził się w rozmowie z Interią prof. Wojciech Maksymowicz, poseł Porozumienia i członek rady nadzorczej Kliniki Budzik. Maksymowicz podkreślił, że Polak przebywający w Wielkiej Brytanii nie jest pod respiratorem i nie wymaga podtrzymywania życia w sposób sztuczny i dlatego, w jego ocenie, przewiezienie pacjenta nie jest problematyczne.

Zadeklarował, że klinika przyjmie Polaka. Nie wnikam w sposób uszkodzenia mózgu, jednak ten człowiek żyje i sam oddycha. To zupełnie mi wystarcza. Nie ma znaczenia czy to stan wegetatywny, czy minimalnej świadomości. W takiej sytuacji trzeba pacjentowi podać rękę i próbować - stwierdził Maksymowicz w rozmowie z Jakubem Szczepańskim.

Dziś Marszałek Sejmu rozmawiała z ambasador Wielkiej Brytanii Anną Clunes m.in. o sytuacji Polaka w śpiączce mieszkającego w Wielkiej Brytanii. Elżbieta Witek zaznaczyła, że wysłała też w tej sprawie list do spikera Izby Gmin.

Wcześniej z Anną Clunes rozmawiał Krzysztof Szczerski.