Do czasu wyborów prezydenckich rząd nie wydłuży wieku emerytalnego – dowiedziała się nieoficjalnie reporterka RMF FM Agnieszka Witkowicz. Co kilka dni pojawiają się różne koncepcje dotyczące reformy emerytalnej. Rząd nazywa to rozpoczęciem debaty publicznej – sprawdza, jak ludzie reagują na nowe pomysły.

Efekt dyskusji ma być piorunujący. Mam nadzieję, że doprowadzimy tę debatę do dobrego końca, ale nie po to, żeby ludziom dokuczyć, tylko wręcz przeciwnie – żeby ludziom dać szanse na większe pieniądze - zapowiedział premier Donald Tusk. Posłuchaj relacji:

Dwa dni temu minister pracy Jolanta Fedak stwierdziła, że możliwe jest uniezależnienie prawa do emerytury od wieku, a powiązanie go jedynie z kwotami uzbieranymi na indywidualnych kontach w Zakładzie Ubezpieczeń Społecznych i Otwartych Funduszach Emerytalnych. Jej zdaniem, aby wypracować sobie średnią emeryturę, w obecnym systemie trzeba będzie pracować do co najmniej 64 roku życia. Z kolei koncepcja ministra Michała Boniego zakłada, że aby otrzymywać na emeryturze około 90 proc. swojego ostatniego wynagrodzenia, powinno się pracować do 67 roku życia.

Obecnie prawo do emerytury mają osoby, które ukończyły 60 lat (kobiety) albo 65 lat (mężczyźni). Składki na ubezpieczenie emerytalne przekazywane są do ZUS (12,2 proc. pensji) oraz do OFE (7,3 proc. pensji). Na emeryturze każdy otrzyma takie świadczenie, jakie sobie wypracował, plus ewentualne zyski z OFE. Emerytura minimalna przysługuje każdemu, kto nie wypracował sobie nawet najniższego świadczenia, ale przepracował i odprowadzał składki emerytalno-rentowe przez co najmniej 20 lat (kobiety) lub 25 lat (mężczyzni).