Punkt widzenia zależy od punktu siedzenia. To powiedzenie idealnie pasuje do Romana Giertycha, od piątku wicepremiera i ministra edukacji. Jeszcze kilka dni temu mówił o spisku w sprawie atrap bomb w Warszawie. Dziś problemu już nie dostrzega…

Giertych - jeszcze nie-wicepremier - miotał oskarżenia: atrapy bomb przed wyborami mieli rozrzucić w Warszawie ludzie Lecha Kaczyńskiego; groził nawet powołaniem komisji śledczej. Dodatkowo oskarżał ministrów Ziobrę i Dorna o to, że próbują blokować wyjaśnienie sprawy. Nie wezmę za to odpowiedzialności - grzmiał. Tę kwestię chcę wyjaśnić do końca. Myślę, że ta sprawa legła u podstaw rozpadu paktu stabilizacyjnego. (...) tej rzeczy nie odpuszczę - mówił.

Ale odpuścił, gdy spoczął na stołku wicepremiera. Nie jestem już szefem ds. służb specjalnych, a w moich zadaniach jako ministra edukacji ta kwestia – jeśli chodzi o podział obowiązków – nie leży - tłumaczy Giertych.

Złośliwi mogliby go nazwać hipokrytą, konformistą; mniej złośliwi, ale bardziej rozsądni – wagi do słów Giertycha w ogóle nie przywiązują…