Kontrowersyjny projekt przyznania obywatelstwa węgierskiego potomkom Węgrów mieszkającym za granicą trafi do kosza. Referendum w tej sprawie jest nieważne - frekwencja nie przekroczyła wymaganego 50-procentowego progu.

Projekt ustawy zgłosiła prawicowa opozycja; jej zdaniem przyznanie Węgrom mieszkającym na obczyźnie takich samych praw jak rodakom w kraju wynagrodziłoby im krzywdy spowodowane nowym podziałem Europu po rozpadzie monarchii austro-węgierskiej. Rządząca koalicja namawiała do głosowania na „nie”, bo bała się o budżet na przyszłe lata. Rysowała wizję kraju zalanego przez tysiące ubogich przybyszów ze Słowacji, Rumunii i Serbii.

Ale Węgrzy wypowiadali się także w sprawie reformy służby zdrowia. Tu rząd argumentuje, że jedynie prywatne inwestycje mogłyby doprowadzić do poprawy obecnego stanu opieki medycznej w kraju. Władze ostrzegają też, że „tak” w referendum mogłoby oznaczać renacjonalizację tych instytucji służby zdrowia, które pozostają już w prywatnych rękach, w tym np. w rękach Kościoła czy fundacji charytatywnych.

Paradoksalnie, opozycja przeciwna jest prywatyzacji, wskazując, że kontynuowanie tego procesu doprowadzi do wzrostu kosztów leczenia, sprawiając, iż najbiedniejszych nie będzie stać na korzystanie z opieki medycznej.

Dodajmy, że zgodnie z węgierskim prawem, by referendum było ważne, do urn musi pójść co najmniej połowa uprawnionych. Jeśli to się nie uda, na „tak” lub na „nie” musi zagłosować się co najmniej 25 proc. uczestników.