​Konsultant wojewódzki ds. ginekologii i położnictwa dr Wojciech Rokita analizuje dokumentację w szpitalu w Starachowicach, gdzie według doniesień RMF FM kobieta urodziła na podłodze jednej z sal martwe dziecko. W placówce trwa kontrola na polecenie ministra zdrowia.

​Konsultant wojewódzki ds. ginekologii i położnictwa dr Wojciech Rokita analizuje dokumentację w szpitalu w Starachowicach, gdzie według doniesień RMF FM kobieta urodziła na podłodze jednej z sal martwe dziecko. W placówce trwa kontrola na polecenie ministra zdrowia.
Szpital w Starachowicach /Piotr Polak /PAP

Dr Rokita, który w sobotę przybył do starachowickiego szpitala, powiedział PAP, że jest to kontrola w trybie pilnym na polecenie ministra zdrowia Konstantego Radziwiłła, konsultanta krajowego ds. położnictwa i ginekologii prof. Stanisława Radowickiego oraz konsultanta krajowego ds. perinatologii prof. Mirosława Wielgosia.

W tej chwili analizuję dokumentację, rozmawiam z osobami, które zajmowały się pacjentką w dniu zdarzenia - powiedział Rokita PAP. Jestem jeszcze w trakcie tych rozmów. Trudno jest w tej chwili, przed zakończeniem kontroli, przekazywać jakiekolwiek informacje, ponieważ wszystkie te działania są w toku. Mogę jedynie powiedzieć, że dla nikogo nie jest przyjemne, że takie zdarzenie miało miejsce - dodał.

Protokół z kontroli zostanie przekazany resortowi zdrowia.

Myślę, że na początku przyszłego tygodnia szczegółowych informacji dotyczących wyników kontroli udzieli Ministerstwo Zdrowia - dodał Rokita.

Minister zdrowia Konstanty Radziwiłł zapowiedział w sobotę dokładne wyjaśnienie sytuacji w szpitalu w Starachowicach. Sprawę na miejscu zbadamy najdokładniej jak się da. Jeżeli jest prawdą choćby część z tego, co doniosły media, to na pewno będą wyciągnięte wnioski - podkreślił szef resortu zdrowia.

Sprawą zajmuje się prokuratura

Sprawą starachowickiego szpitala zajmuje się prokuratura. Po doniesieniach medialnych, że doszło do porodu martwego dziecka w szpitalu w Starachowicach w skandalicznych warunkach, prokurator rejonowy w Starachowicach podjął decyzję o zbadaniu sprawy - powiedział PAP rzecznik Prokuratury Okręgowej w Kielcach Daniel Prokopowicz. Dodał, że policjanci z miejscowej komendy powiatowej zabezpieczyli dokumentację medyczną, ustalili krąg potencjalnych świadków. Planowana jest także sekcja zwłok dziecka.

Po wynikach sekcji będziemy mogli określić, czy rzeczywiście doszło do śmierci (...) w łonie matki. Póki co, nikt tego nie kwestionuje - powiedział Prokopowicz.

Będziemy też badać kwestię opieki medycznej nad kobietą, kiedy była w ciąży. Na razie, do wczoraj do późnych godzin wieczornych nie udało nam się przesłuchać tej kobiety, z uwagi na jej stan psychofizyczny. To, co zezna będzie kluczowe jeśli chodzi o dalsze kierunki śledztwa, które prowadzimy - powiedział rzecznik.

Od piątku w stałym kontakcie z dyrekcją szpitala w Starachowicach jest świętokrzyski NFZ. Wiemy, że została powołana przez szpital specjalna komisja, która ma wyjaśnić całe zdarzenie. O działaniach tej komisji będziemy informowali na bieżąco - poinformowała rzecznik świętokrzyskiego oddziału NFZ Beata Szczepanek.

"Rodziłam na podłodze, między jednym a drugim łóżkiem"

1 listopada pani Iza - w 8. miesiącu ciąży - przestała czuć ruchy dziecka. Zgłosiła się do szpitala. Badania USG wykazały, że jej dziecko nie żyje. Podjęto decyzję, by wywołać poród.

Przyjęli mnie na oddział i zostawili samą sobie- opowiadała nam pacjentka.

Akcja porodowa rozpoczęła się na drugi dzień. Ale nikt w szpitalu nie zadbał, by kobieta urodziła w godnych, cywilizowanych warunkach. Nikt nie przyszedł, choć pani Iza alarmowała, że zaczęły się skurcze, a jej mąż wzywał kilka razy lekarzy i położne. Kobiety nie przeniesiono na porodówkę - sama rodziła martwe dziecko.

Skurcze zaczęły się w pół do pierwszej- opisuje pani Iza. Pani doktor wzięła mnie na badanie i stwierdziła, że to nie są skurcze. Potem bóle powtarzały się co sześć minut, co trzy, ale lekarze - już bez badania - twierdzili, że to nie są skurcze. Nie wiem, na jakiej podstawie to wmawiali- zaznacza.

Do porodu - jak podkreśla - doszło w sali na podłodze.

Mąż co 10 minut biegał i prosił o pomoc, żeby ktoś przyszedł, zrobił cokolwiek... Siostra stwierdziła, że ona lekarza powiadamia, a on nie przychodzi. No i urodziłam na podłodze, między jednym a drugim łóżkiem- relacjonowała w rozmowie z reporterem RMF MAXXX pani Iza.

Chodziłem i prosiłem o jakąś pomoc. Tylko była odzywka od położnej, że ona powiadomi lekarza, że ona za chwilę przyjdzie- wspominał mąż pacjentki - Nikt nie miał czasu przyjść do momentu, aż urodziła żona na sali na podłodze. Wtedy, jak pobiegłem, to nagle wszyscy znaleźli nagle czas.

Pytanie, co by było, gdyby to dziecko było żywe i wypadło tak na posadzkę, co by wtedy powiedzieli - zauważył.

Marcin Biesiada, dyrektor ds. leczniczych szpitala w Starachowicach zapowiedział wewnętrzne postępowanie w tej sprawie. Trudno jednak wytłumaczyć, dlaczego nikt przez kilka godzin nie monitorował stanu pacjentki. Dlaczego nie przeniesiono jej na porodówkę i nikt nie przyszedł mimo wezwań męża, że pani Iza rodzi na sali. Musimy zbadać tę tragedię. Porozmawiać z personelem- mówił.

W rozmowie z reporterem RMF MAXXX pani Iza przyznała, iż ma nadzieję, że już żadna kobieta nie będzie rodzić w starachowickim szpitalu w takich warunkach. Nie w strachu, nie na sali tylko na sali porodowej, gdzie ktoś przy niej będzie i jej pomoże- mówiła.

(az)