Ponad 200 leków jest na liście brakujących medykamentów, którą tworzy Naczelna Izba Aptekarska. To preparaty, których aptekarze nie mogą sprzedać pacjentom, bo sami nie mogą ich zdobyć. Od początku roku do Izby wpłynęło 1750 zgłoszeń o niedoborach leków - często ratujących życie.

Leków brakuje, bo producenci reglamentują dostawy z obawy przed wywozem tańszych leków z Polski do innych krajów Unii. Brakuje m.in. popularnych antybiotyków, insuliny aż po leki przeciwzakrzepowe niezbędne po przeszczepach i np. kobietom w ciąży.

Aptekarze od lat powtarzają ten sam postulat - apteka dla aptekarzy. Twierdzą, że problem niedoborów to efekt tego, że aptekę może otworzyć przedsiębiorca, który nie jest farmaceutą. Ich zdaniem, często dochodzi wtedy do nadużyć - bowiem głównie ci przedsiębiorcy biorą udział w procederze odwróconego łańcucha dystrybucji, czyli sprzedaży leków nie pacjentom, a za granicę z dużo większym zyskiem.

Rząd na razie nie chce słyszeć o zmianach. Posłowie PO proponują za to wysokie kary za wywóz leków i stworzenie rejestru leków zagrożonych wywozem.

Na pytanie, dlaczego dzieje się to dopiero teraz, posłanka Beata Małecka-Libera odpowiada: Tego typu rozwiązania i analizy są zawsze po stronie resortu. Nie chcę powiedzieć, że ministerstwo zaspało. Na ten temat powinniśmy jednak wcześniej reagować, ale stało się, jak się stało.

Teraz PO się spieszy, by zmiany weszły w życie od nowego roku.

(j.)