Piotr Van der Coghen twierdzi, że nie ma żadnego związku pomiędzy ustawą ratowniczą a firmą jego żony. „Superexspress” napisał, że poseł PO, który jest równocześnie naczelnikiem Jurajskiej Grupy GOPR, zadbał o to, żeby skałki koło Częstochowy zostały uznane za teren górzysty. Dzięki temu będzie mógł decydować, kto może tam organizować imprezy. A jego żona Irena czerpie zyski z organizowania wycieczek na Jurze.

Van der Coghen twierdzi po pierwsze, że nie ma nic wspólnego z ustawą. To dopiero projekt napisany w MSWiA, a nie w Sejmie, który jeszcze nie trafił nawet do sejmowych komisji: Po raz pierwszy dokładnie, od deski do deski przeczytałem tę ustawę jadąc dzisiaj pociągiem do Warszawy.

Jak mówi, nie ma tam żadnego zapisu, który mógłby preferować firmę turystyczną jego żony. Wręcz przeciwnie, przepisy mają być bardziej rygorystyczne, bo firmy takie, jak ta należąca do jego żony, będą musiały teraz uzyskać opinię GOPR, a nie tylko zgłaszać np. eskapadę po jaskiniach.

To tak, jakby moja żona miała taksówkę, a Sejm wprowadzał bardziej rygorystyczne wymogi co do taksówek. To może mieć taki związek - tłumaczy. Poseł odpiera też zarzut, że biznes żony zyska, bo w ustawie Jura Krakowsko-Częstochowska, gdzie firma żony posła pracuje, uznana jest za teren górzysty. To zapis jedynie na potrzeby ratownictwa – zresztą w rozporządzeniu obowiązuje od 24 lat.