​Na 5 lat więzienia stołeczny sąd skazał konwojenta za przywłaszczenie w 2015 r. ponad 1,3 mln zł utargu sklepów i punktów usługowych. Sąd wydał też nakaz aresztowania skazanego, który nie stawił się na ogłoszeniu wyroku - ostatnio odpowiadał z wolnej stopy.

​Na 5 lat więzienia stołeczny sąd skazał konwojenta za przywłaszczenie w 2015 r. ponad 1,3 mln zł utargu sklepów i punktów usługowych. Sąd wydał też nakaz aresztowania skazanego, który nie stawił się na ogłoszeniu wyroku - ostatnio odpowiadał z wolnej stopy.
Zdjęcie ilustracyjne /Tomasz Skory /RMF FM

Wyrok Sądu Okręgowego w Warszawie jest nieprawomocny. Prokuratura, która wnosiła o wyrok 6,5 roku więzienia, na razie nie przesądza, czy będzie apelowała. Na ogłoszeniu wyroku nie stawił się ani L. (który we wrześniu 2016 r. został zwolniony przez sąd z aresztu), ani jego obrońca.

42-letni Grzegorz L. w sierpniu 2015 r. zebrał utarg z 24 sklepów, kawiarni i punktów usługowych. Nie odwiózł pieniędzy do dyspozytorni firmy ochroniarskiej, gdzie pracował, ale uciekł z nimi i służbową bronią. Został zatrzymany przez policję w grudniu 2015 r. - po tym, gdy w Kazimierzu Dolnym spowodował wypadek, w którym pokrzywdzona została turystka - amerykańska sędzia Debora L. (doznała złamania ręki); on sam uciekł z miejsca zdarzenia.

"Zrobił sobie wakacje za nie swoje pieniądze"

Za oba zarzuty został skazany na karę łączną 5 lat więzienia. Oskarżony zrobił sobie wakacje za nie swoje pieniądze - mówiła w uzasadnieniu wyroku sędzia Joanna Grabowska. Dodała, że zarazem sąd wziął pod uwagę, że L. "nie wydawał ich na prawo i lewo" - dzięki czemu "znaczną kwotę" udało się odzyskać i orzec o zwrocie pokrzywdzonym sklepom i firmom. Według sądu, L. kupił sobie auto, laptop, telefony komórkowe oraz odzież.

L. przyznał się do zarzutów, które uzasadniał głębokim stresem z powodu mobbingu w swej firmie i złych warunków pracy. Sąd uznał te argumenty za niewiarygodne, gdyż dzień przed zaborem pieniędzy oglądał w komisie drogie auto, na które nie mógłby sobie pozwolić. Sąd uznał, że żądana przez prokuraturę kara była zbyt surowa. Sędzia Grabowska podkreśliła, że L. był niekarany, ale z drugiej strony ukrywał się przed wymiarem sprawiedliwości.

Po ogłoszeniu wyroku prok. Iwona Biernacka wniosła o wydanie decyzji o aresztowaniu L. wobec surowej orzeczonej kary i jego wcześniejszego ukrywania się. Sędzia przychyliła się do tego wniosku. L. ma zatrzymać policja.

Prok. Biernacka powiedziała dziennikarzom, że w 2016 r. sąd - przy jej sprzeciwie - uchylił areszt, uznając że nie zachodzi obawa ukrywania się oskarżonego. Sąd zastosował wtedy wobec niego zakaz opuszczania kraju, połączony z zatrzymaniem paszportu oraz dozór policji. Decyzję SO utrzymał sąd II instancji, do którego prokurator się odwołała.

Dodała ona, że na kolejne rozprawy L. stawiał się. Zaznaczyła jednocześnie, że obecność na wyroku nie jest obowiązkowa i nie musi to oznaczać automatycznie, że oskarżony będzie się teraz ukrywał.

Mocą wyroku L. ma też zapłacić Deborze L. 2 tys. zł tytułem nawiązki. W poczet kary sąd zaliczył mu areszt od grudnia 2015 r. do września 2016 r.

(ph)