Narasta napięcie przed kongresem zjednoczeniowym Nowej Lewicy. Tomasz Trela, Krzysztof Gawkowski i Gabriela Morawska-Stanecka chcą rzucić wyzwanie Włodzimierzowi Czarzastemu i Robertowi Biedroniowi.

Kongres zjednoczeniowy Nowej Lewicy, do którego dojdzie na początku października, będzie obfitował w wewnątrzpartyjne walki o stanowiska. Politycy po fuzji obu ugrupowań mają wybrać dwoje współprzewodniczących, bo zarządzanie nową partią ma się od teraz odbywać kolegialnie. 

Oczywistymi kandydatami są obecni liderzy: Włodzimierz Czarzasty i Robert Biedroń, ale obaj nie mogą być pewni swoich wygranych. Przed kongresem obu wyrastają wewnętrzne opozycje. O władzę w partii ubiegać chcą się m.in. Tomasz Trela, Krzysztof Gawkowski i Gabriela Morawska-Stanecka.

Dawne SLD i Wiosna Roberta Biedronia oficjalnie połączą się 9 października. To wtedy do Warszawy przyjedzie ponad 1000 działaczy, uprzednio podzielonych na dwie frakcje, liczące po tyle samo członków. Głównym celem zjazdu, poza samą fuzją, jest wybór współprzewodniczących partii. Walka o te stanowiska nie zacznie się wcale na samym kongresie. Batalia trwa od kilku tygodni, a przedwczesnym punktem kulminacyjnym był lipcowy bunt w dawnym SLD.

Podczas obrad zarządu doszło wtedy do konfrontacji Tomasza Treli, uznawanego za lidera przeciwników obecnego przewodniczącego, z Włodzimierzem Czarzastym. Szef dawnego SLD prewencyjnie zawiesił kilkoro członków i nie dopuszczał ich do dyskusji, bo spekulowało się, że buntownicy będą starali się odwołać Czarzastego. Nie chcieli się oni także zgodzić na równy podział partii na dwie frakcje. Przekonywali, że słabsza w sondażach i strukturach Wiosna nie powinna mieć takiego samego wpływ na Nową Lewicą jak stare SLD. Czarzasty nie chciał i nie mógł się na postulaty zgodzić. Sam wielokrotnie zapewniał, że zobowiązał się do dotrzymania obietnicy danej Wiośnie, która po samorozwiązaniu czeka na fuzję. Czarzasty w połowie lipca zawiesił w prawach w sumie dziewięcioro członków. Ci zażądali zwołania Rady Krajowej partii, do której zresztą nie doszło.

Czarzasty podjął rozmowy z buntownikami. Większość z nich odzyskała pełnię praw w partii. Między rywalizującymi grupami doszło do cichego porozumienia. Buntownicy zgodzili się z przewodniczącym, że medialna dyskusja o konfliktach nie służy całemu ugrupowaniu. Rozłam został więc zawieszony, ale jego konsekwencje nadal odczuwa jego lider - Tomasz Trela.

Wywodzący się z Łodzi Trela cały czas jest zawieszony w prawach członka, co - jak słyszymy nieoficjalnie od jego zwolenników - jest głównym powodem, dla którego nie może już teraz stanąć do otwartej konfrontacji z Czarzastym. Sympatyzujący z Trelą chcieliby, by skupił on wokół siebie wszystkich niezadowolonych z działań obecnego przewodniczącego. Sygnały ostrzegawczy Czarzasty wysłał nie samemu Treli, a Andrzejowi Rozenkowi. Poseł po sugestii, że będzie ubiegał się o fotel współprzewodniczącego Nowej Lewicy, nie został w ogóle włączony w skład frakcji dawnego SLD. Taką decyzję podjął sam Czarzasty, który łączy funkcje szefa wygaszanej partii i szefa frakcji w tworzonym ugrupowaniu. Tym samym przewodniczący doraźnie pozbył się dwóch polityków, którzy chcieliby go zastąpić na stanowisku.

Dla Czarzastego wymarzoną sytuacją byłby brak konkurentów ze strony SLD i rywalizacja o drugi fotel przewodniczącego w gronie Wiosny - mówią RMF FM nieoficjalnie politycy Lewicy. Im bardziej osłabiony będzie współprzewodniczący z partii Roberta Biedronia, tym silniejsza będzie pozycja szefa SLD, ale już w Nowej Lewicy. Tyle że i Biedroń nie może być spokojny o wybór na współprzewodniczącego.

W frakcji Wiosny są co najmniej dwie osoby, które chciałyby rzucić rękawicę byłemu prezydentowi Słupska. W kuluarowych rozmowach wskazuje się przede wszystkim szefa sejmowego klubu Lewicy Krzysztofa Gawkowskiego. Jest na miejscu, wie, co się dzieje w parlamencie. Ma silniejszą pozycję niż jego partyjny kolega, który czas spędza głównie w Brukseli - przekonuje jeden z sympatyków obecnego szefa klubu.

Z własnych ambicji ma też nie rezygnować wicemarszałek Senatu Gabriela Morawska-Stanecka. Polityczka jest w konflikcie z Czarzastym. W maju relacjonowała ich telefoniczną rozmowę, w trakcie której przewodniczący miał być w stosunku do niej wulgarny i grozić końcem kariery. Morawska-Stanecka jest jedyną kandydatką do władz nowej partii. Ugrupowanie lewicowe cały czas firmuje trzech mężczyzn (Czarzasty, Biedroń, Zandberg). Oboje - wicemarszałek Senatu i Krzysztof Gawkowski - spełniają kryterium, które utrudniałoby sytuację Czarzastego. Czynnie działają w krajowej, a nawet parlamentarnej polityce.

Kongres to ostatnia szansa na duże zmiany

Obie formacje, które będą tworzyć nową partię, zdają sobie sprawę, że kongres zjednoczeniowy jest ostatnią szansą na duże zmiany w najbliższym czasie. Po wewnętrznych wyborach sytuacja w Nowej Lewicy zostanie zabetonowana, przynajmniej na 4 lata. Tyle trwa kadencja władzy, która od teraz będzie sprawowana kolegialnie.

W teorii, co przyznają sami politycy, mariaż SLD i Wiosny jest układem idealnym. Sojusz Lewicy Demokratycznej wnosi starszy elektorat, często z sentymentem patrzący na lata świetność SLD, do tego także pieniądze i struktury. Wiosna zapewnia młodszych wyborców, nową energię w politycznym działaniu. Nie ma za to struktur i trudno oszacować jej naturalny elektorat.

Partia Roberta Biedronia samodzielnie w ogólnopolskich wyborach sprawdziła się tylko raz - w elekcji do Parlamentu Europejskiego w 2019 roku. Zdobyła wtedy, przede wszystkim w ramach świeżości, 826 tysięcy głosów (6,06%). W praktyce jednak całą fuzję zgubić mogą ambicje polityków i wewnątrzpartyjne gry o władzę. 

Opracowanie: