Z całego świata napływają ostrzeżenia pod adresem Izraela, że wprowadzenie w życie decyzji o wydaleniu Jasera Arafata z terenów Autonomii Palestyńskiej byłoby politycznym błędem. W obronie swego przywódcy drugi dzień z rzędu manifestowali Palestyńczycy.

Sprzeciw wobec czwartkowego postanowienia izraelskiego gabinetu ds. bezpieczeństwa wyraziły Stany Zjednoczone, Rosja, Francja, Wielka Brytania i Chiny. Sekretarz generalny ONZ Kofi Annan uznał je zaś za "nieroztropne".

Zareagowały także państwa arabskie. Egipski prezydent Hosni Mubarak ostrzegł przed konsekwencjami tego "piramidalnego błędu", a Arabia Saudyjska oceniła, że decyzja o wydaleniu Arafata spowoduje "totalne zawalenie się procesu pokojowego". Przed "zgubnymi skutkami" ostrzegły Jemen, Bahrajn i Jordania.

Z kolei w obronie Arafata w miastach Autonomii demonstrują Palestyńczycy - ponad 5 tys. manifestowało w Gazie, tysiące w innych miastach na Zachodnim

Brzegu Jordanu. Kwatera Arafata w Ramallah została otoczona żywym murem ludzi, którzy deklarują, że poświęcą życie za swego przywódcę. Brygady Męczenników Al-Aksy, radykalne ugrupowanie powiązane z Fatahem Arafata, zagroziły, że "uderzą wszędzie" w Izraelu, jeśli decyzja o wydaleniu zostanie wcielona w życie.

W Izraelu coraz więcej komentatorów uważa, że prawdziwym celem premiera Ariela Szarona jest nie tyle usunięcie Arafata, co zmuszenie go do dobrowolnej emigracji. Współpracownicy Szarona powołują się przy tym na niedawny precedens z prezydentem Liberii Charlesem Taylorem, którego Amerykanie zmusili do rezygnacji z urzędu i opuszczenia kraju.

Posłuchaj relacji stałego korespondenta RMF na Bliskim Wschodzie Elego Barbura:

06:50