Władze Warszawy złupiły kierowców usiłujących korzystać z mostu Śląsko-Dąbrowskiego i Placu Wileńskiego. Ta trasa była zamknięta w związku z budową metra, a straż miejska bezwzględnie karała łamiących zakazy. Jak ustalił nasz reporter Piotr Glinkowski, kierowcom wystawiono aż 23 tysiące mandatów. Mogło się z tego uzbierać nawet 10 milionów złotych. Co ciekawe, mimo że w tym tygodniu most otwarto to... mandaty wystawiane są nadal.

Most Śląsko-Dąbrowski jest otwarty, ale w godzinach szczytu może nim jeździć tylko komunikacja miejska. Kierowców informuje o tym tuż przed przeprawą mała tabliczka. Niestety wielu jej po prostu nie zauważa. W rezultacie mandat w wysokości 500 złotych za zbyt wolne czytanie zapłaciło w ciągu tygodnia kilkuset kierowców. Dodatkowo każdy z nich zarobił po 5 punktów karnych.

To jest wyraźna maszynka do zarabiania pieniędzy. Miasto jest biedne. Awarie, metro się wali, trzeba skądś te pieniądze wziąć - mówi naszemu reporterowi jeden z rozmówców. Miasto zarabia nieuczciwie pieniądze na kierowcach. Znaki są tak ustawione, żeby do kasy wpłynęły pieniądze. Ludzie nie wiedzą, czy mogą, czy nie mogą jechać - mówią inni kierowcy.

Tych kierowców, którzy wjechali na most, o zakazie informują strażnicy miejscy. Niestety - wiedzę tę kierowcy otrzymują już po zjechaniu z mostu po jego drugiej stronie. A udzielenie informacji przez patrol to spory wydatek dla kieszeni nieświadomych kierowców.