"Jechałem za blisko poprzedzającego tramwaju i zagapiłem się" – tak motorniczy tłumaczył komisji wypadkowej MPK to, że najechał na stojący przed nim skład. Do zderzenia dwóch tramwajów na ul. Limanowskiego w Łodzi doszło w poniedziałek. Rannych zostało 19 osób.

Teraz 25-letni motorniczy jest na krótkim urlopie, o który sam poprosił. Gdy urlop się skończy, będzie mógł wrócić do pracy, bo na razie MPK nie ma podstaw, by zwolnić pracownika. Mężczyzna był trzeźwy i ma ważne uprawnienia do prowadzenia tramwajów, więc nie możemy go odsunąć od pracy - powiedział rzecznik MPK Sebastian Grochala. Również prokuratura nie zastosowała ograniczeń w pracy dla tego motorniczego - dodał Grochala. Śledczy mają przesłuchać 25-latka, gdy będzie wiadomo, jak poważnych obrażeń doznali poszkodowani pasażerowie.

Mężczyzna ma półtoraroczny staż pracy, a więc brak doświadczenia mógł mieć znaczenie w chwili wypadku. Motorniczy bardzo przeżywał to, że ranni zostali pasażerowie i w rozmowach z nami najbardziej podkreślał to, że jest mu z tego powodu ogromnie przykro - relacjonował Grochala. Pracownik mówił, że nie chciał spowodować wypadku i tak naprawdę nie wie, jak doszło do uderzenia w stojący tramwaj. "Tylko zagapieniem się" - i brakiem zachowania odpowiedniej prędkości i odległości od poprzedzającego tramwaju, motorniczy był w stanie wyjaśnić wypadek - dodał rzecznik MPK.

Prokuratura prowadzi śledztwo ws. nieumyślnego spowodowania katastrofy w ruchu lądowym.

(j.)