Prokuratura Regionalna w Warszawie postawi zarzuty lekarzowi Jerzemu M. w sprawie śmierci Piotra Pawłowskiego - poinformowała PAP rzecznik prasowa Prokuratury Regionalnej w Warszawie Agnieszka Zabłocka–Konopka. Piotr Pawłowski był znanym społecznikiem, działającym na rzecz osób z niepełnosprawnościami, prezesem Fundacji Integracja. W wieku 16 lat miał wypadek i od tamtej pory poruszał się na wózku inwalidzkim. Udzielał się społecznie i naukowo. Wielokrotnie nagradzano go odznaczeniami państwowymi.

W świetle analizy całokształtu danych uzyskanych w śledztwie, prokurator sporządził postanowienie o przedstawieniu zarzutów lekarzowi z zespołu ratownictwa medycznego, które dotychczas nie zostało ogłoszone. W dalszym toku postępowania podjęte zostaną stosowne działania służące wykonaniu czynności procesowych z udziałem lekarza, polegające na ogłoszeniu postanowienia o przedstawieniu zarzutów i przesłuchaniu na okoliczność zarzucanych czynów zabronionych - mówi prokurator Agnieszka Zabłocka-Konopka.

3 października 2018 roku Piotr Pawłowski stracił w mieszkaniu przytomność. Jego żona wezwała pogotowie. W zespole karetki było dwóch ratowników i lekarz Jerzy M., który - według zeznań żony zmarłego - nie podjął żadnej akcji ratunkowej. Pawłowskiego przewieziono do Szpitala Bródnowskiego, gdzie po pięciu dniach - 8 października 2018 roku - zmarł w wyniku obustronnego obrzęku mózgu spowodowanego niedotlenieniem.

Rodzina od początku zarzucała ratownikom i lekarzowi błąd medyczny. Pełnomocniczka żony Piotra Pawłowskiego radca prawny Beata Bosak-Kruczek 8 października tego roku złożyła w Prokuraturze Regionalnej w Warszawie zawiadomienie o nieumyślnym spowodowaniu śmierci Pawłowskiego.

"Lekarz, który stał z tabletem, w ogóle nie podszedł do pana Piotra, nie zbadał go, a nawet nie dotknął"

Początkowo miał to być jeden zarzut, ale w toku postępowania zgromadzony materiał dowodowy pozwolił również postawić drugi zarzut sfałszowania dokumentacji, ponieważ lekarz, który stał z tabletem, w ogóle nie podszedł do pana Piotra, nie zbadał go, a nawet nie dotknął. Mamy na to potwierdzenie naocznych świadków, czyli ratowników, którzy byli w tej ekipie - powiedziała pełnomocniczka.

Lekarz wpisywał do karty czynności medycznych rzeczy wzajemnie się wykluczające, stąd też zarzut fałszowania dokumentacji medycznej. Na przykład stwierdził, że źrenice pana Piotra są areaktywne, a jak on mógł to stwierdzić, jeżeli nie podszedł i nie otworzył tej powieki, nie zaświecił latarką, nie sprawdził tych źrenic. Zwłaszcza, że później lekarz na pogotowiu, który badał 3 godziny później, stwierdził, że jeszcze leniwie źrenice reagowały na światło - dodała.

Jej zdaniem, Pawłowski miał bardzo duże szanse, by walczyć o życie. Nie miał ani udaru, ani zawału. Nie miał żadnej dolegliwości, która by na początku odbierała mu szanse na przeżycie. Gdyby udrożniono mu drogi oddechowe, zaintubowano i podano mu tlen i po przewiezieniu do szpitala zostałyby podane antybiotyki, możliwe, że by przeżył. Tym bardziej, że już kiedyś miał taką sytuację - wyjaśniła Bosak-Kruczek.

Pawłowski został przewieziony na Szpitalny Oddział Ratunkowy w Szpitalu Bródnowskim w Warszawie, gdzie został oznaczony jako pacjent z kodem czerwonym, co oznacza bezpośredni stan zagrożenia życia.

Mimo to przez 30 minut czekał na intubację, która powinna być wykonana natychmiast, jako jedna z pierwszych czynności. Dlatego rozważam w imieniu moich mocodawców złożenie wniosku o postawienie zarzutów również lekarzowi z SOR-u - oświadczyła pełnomocniczka.

"Panie doktorze, proszę odstawić ten tablet, proszę o decyzję"

Bosak-Kruczek wyjaśniła, że są dwa zarzuty wobec Jerzego M.: sfałszowania dokumentacji medycznej i popełnienia błędu medycznego. Zaznaczyła, że "postawione zarzuty dotyczą tylko Jerzego M., ponieważ to lekarz odpowiada za pracę ratowników, a w tym przypadku było tak, że ratownicy byli zdani tylko na siebie". Jerzy M. nie zrobił nic, aby wesprzeć ratowników. Nie było komunikacji między nimi. W pewnym momencie jeden z ratowników się zdenerwował i miał powiedzieć: "Panie doktorze, proszę odstawić ten tablet, proszę o decyzję". Ale żadnej decyzji nie było - powiedziała Bosak-Kruczek.

Pełnomocniczka dodała, że 9 października miały się odbyć czynności procesowe - ogłoszenie doktorowi M. zarzutów, ale "czynności sprawdzające wykazały, że prawdopodobnie mężczyzna zbiegł za granicę - do Indii". Jak jednak poinformowała w oświadczeniu Prokuratura Regionalna, "obecnie nie zaistniały przesłanki procesowe, które powodowałyby konieczność poszukiwania Jerzego M.".

Okręgowy rzecznik odpowiedzialności zawodowej w Warszawie po przeprowadzeniu postępowania wyjaśniającego skierował w kwietniu 2019 roku do Okręgowego Sądu Lekarskiego w Lublinie wniosek o ukaranie Jerzego M. Sąd ten wnioskuje o ukaranie lekarza za nieprawidłowe postępowanie medyczne, ale bez poruszania wątku o fałszowanie dokumentacji medycznej. Termin rozprawy przed tym organem nie jest jeszcze znany.