Wrażliwy konserwatysta, zdecydowany przywódca, człowiek na którym można polegać w trudnych czasach - tak na konwencji Republikanów przedstawiała swego męża Laura Bush. Prawdziwą gwiazdą drugiego dnia konwencji był jednak Arnold Schwarzenegger.

Przemówienie gościa z Kalifornii było gwoździem programu. Gubernator i terminator w jednej osobie - Arnold Schwarzenegger przypomniał swoje losy emigranta i podkreślił, że Ameryka nadal pozostaje nadzieją biednych i uciśnionych tego świata. Oczywiście Ameryka pod rządami Republikanów.

Schwarzenegger różni się od prezydenta Busha poglądami w wielu kwestiach od aborcji, po małżeństwa homoseksualistów. O tych poglądach nie mówiono jednak na konwencji. Przemówienie Arnolda wpisało się całkowicie w ramy platformy Partii Republikańskiej.

Podobnie bywało na konwencji Demokratów w Bostonie, co potwierdza, że obie partie chętnie pokazują wyborcom mówców o różnych poglądach pod warunkiem, że mówcy ci o tych różnicach nie wspominają. Jeśli można dostrzec jakiś kontrast to między nastrojami sali, która skanduje co chwilę „jeszcze 4 lata”, a ulicą, która życzy prezydentowi znacznie krócej - tylko dwa miesiące, czyli do wyborów 2 listopada.