Kancelaria Prezydenta zostawia sobie kilka dni na decyzję w sprawie ewentualnego odwołania się od orzeczenia warszawskiego sądu. Ten uznał, że nie może rozpatrzyć pozwu przeciwko kancelarii premiera. Chodzi o zwrot 150 tysięcy złotych za wynajem samolotu, którym w październiku ubiegłego roku Lech Kaczyński poleciał na unijny szczyt do Brukseli. Kancelaria premiera odmówiła mu bowiem udostępnienia rządowej maszyny.

Według rzecznika sądu Wojciecha Małka, sąd odrzucił pozew, uznając, że ani Kancelaria Prezydenta, ani premiera nie mają "zdolności sądowej", a w takim przypadku pozew podlega odrzuceniu. Decyzja jest nieprawomocna.

Urzędnicy chcą się teraz zastanowić nad tym, czy warto tę samolotową awanturę kontynuować. Na razie przeważają głosy, że warto. Pokusa zemsty na urzędnikach kancelarii premiera jest zbyt silna, nawet jeśli głowa państwa zastanawia się nad odpuszczeniem. Ludzie Lecha Kaczyńskiego podkreślają, że pozew wysyłali do sądu pracy, a odmowną odpowiedź otrzymali z sądu cywilnego. Ma to być koronny argument w razie odwołania. Na to odwołanie zostało jeszcze 5 dni.

Szef Kancelarii Prezydenta Piotr Kownacki przyznał, że rozumie, iż "istnieją procedury, przepisy, ale biorąc pod uwagę poczucie sprawiedliwości i zdrowy rozsądek" kancelaria premiera powinna pokryć koszty przelotu. Kownacki wyjaśnił, że do sądu został złożony jeden pozew w sprawie pokrycia kosztów czarteru do Brukseli - był to pozew przeciwko szefowi kancelarii premiera Tomaszowi Arabskiemu, złożony do sądu pracy. Według niego, sąd zdecydował o zakwalifikowaniu tego wniosku jako pozwu Kancelarii Prezydenta przeciwko kancelarii premiera.

W październiku kancelaria premiera odmówiła prezydentowi udostępnienia rządowego samolotu. Ekipa Kaczyńskiego wyczarterowała więc maszynę na lot do Brukseli. Koszty wyceniła na 150 tysięcy złotych.