W SLD rozpoczynają się rozliczenia po kampanii prezydenckiej i katastrofalnych wynikach wyborów. Czy oznacza to koniec Leszka Millera jako szefa partii?

"Głowa Millera wisi na włosku" - taki tytuł nosi artykuł w "Rzeczpospolitej", dotyczący nerwowej sytuacji w SLD. Zaproponowana przez Leszka Millera kandydatka partii na prezydenta Magdalena Ogórek zdobyła w wyborach zaledwie 2,38 procent głosów.

W SLD trwa nerwowa atmosfera. Jeśli ktoś myśli, że obędzie się bez rozliczenia tego fatalnego wyniku, to jest w dużym błędzie - mówi na łamach gazety sekretarz generalny partii Krzysztof Gawkowski.

Pierwsze decyzje w zasadzie już zapadły - mimo wcześniejszych zapewnień i umowy zawartej z kandydatką, Ogórek nie ma co liczyć na dobre miejsce w wyborach parlamentarnych. Za jej wystawienie przepraszał już Włodzimierz Czarzasty, a Joanna Senyszyn zaapelowała o definitywne rozstanie z Ogórek.

Z informacji "Rzeczpospolitej" wynika również, że sam Miller nie może być pewny swojego stanowiska. Jak na razie, szef SLD do dymisji podawać się jednak nie zamierza. Będzie próbował przekonywać partyjnych liderów, że zmiana kierownictwa kilka miesięcy przed wyborami do Sejmu zakończy się katastrofą.

Według Millera ratunkiem dla SLD jest otwarcie się na środowiska pozostające dotąd poza partią. Wymienia się Annę Grodzką, Wandę Nowicką czy przedstawicieli ruchów miejskich.

W planach nowego otwarcia miałoby się znaleźć nawet miejsce dla zawieszonego Grzegorza Napieralskiego. Były szef Sojuszu tłumaczy, że "był proszony o powstrzymanie się od krytyki i zapewniany, że dostanie "jedynkę" w Szczecinie".

Z informacji "Rz" wynika jednak, że jeśli Miller pozostanie na stanowisku, to w strukturach partii będzie bunt.

Więcej w piątkowym wydaniu "Rzeczpospolitej".