Dopiero po interwencji policji przez bramkę autostrady A-4 przepuszczono motocykl ratunkowy, który zabezpieczał sobotni protest motocyklistów. Kierowcę tego uprzywilejowanego pojazdu poproszono o zapłacenie 6,50 złotych za przejazd.

Od motocyklowej karetki zażądano opłaty, bo została ona potraktowana jako uczestnik protestu - tłumaczyła reporterowi RMF FM Piotrowi Glinkowskiemu Alicja Rajtar, rzecznika Stalexportu, zarządcy autostrady. Okazuje się jednak, że organizatorzy przejazdu motocykli wcześniej zgłosili ambulans jako zabezpieczenie protestu. Na autostradę karetka wraz z policją wjechała bez problemu, opuścić jej jednak nie mogła.

Zamieszanie trwało ponad 20 minut - tłumaczył naszemu dziennikarzowi Dariusz Stach, kierowca motocykla ratunkowego, który dostał zgłoszenie i w trybie pilnym miał pojawić się w Katowicach. Stalexport wyjaśnia, że motocykl ratunkowy po pierwsze, podjechał do niewłaściwej bramki, po drugie, nie miał włączonych sygnałów świetlnych i dźwiękowych. Kierowca ambulansu temu zaprzecza. Z pewnością wyjaśniłoby to nagranie z kamer umieszczonych przy bramkach, jednak Stalexport odmówił udostępnienia tego nagrania.

Prywatne pogotowie ratunkowe z Katowic zapowiada złożenie doniesienia do prokuratury o popełnieniu przestępstwa, powołując się na ustawę o płatnych autostradach, z której wynika, że pojazdy uprzywilejowane są zwolnione z płacenia za przejazd autostradą.