Polska Izba Stacji Kontroli Pojazdów zapowiada na czwartek protest przedstawicieli tej branży. Zaplanowany jest m.in. marsz przed gmach resortu infrastruktury w Warszawie, ale także zamknięcie stacji i nieprzeprowadzanie badań technicznych.

Miejscem zbiórki uczestników warszawskiej części protestu ma być Pasaż Wisławy Szymborskiej. Stamtąd w czwartek o godz. 12 przejdą ulicami: Emilii Plater, Wspólną oraz Chałubińskiego przed Ministerstwo Infrastruktury. Mają złożyć na ręce ministra infrastruktury Andrzeja Adamczyka petycję. Domagają się pilnej waloryzacji opłat za badania techniczne.

Polska Izba Stacji Kontroli Pojazdów zapowiedziała, że w dniu protestu część warszawskich stacji nie będzie wykonywać badań technicznych. Na razie nie wiadomo, jak duży zasięg będzie miała akcja i ilu przedsiębiorców z całej Polski do niej dołączy. "Wszyscy, którzy będą uczestniczyć w proteście, niezależnie od jego formy, chcą zwrócić uwagę decydentów na złą sytuację branży" - podkreślono. 

"Stacje balansują na progu rentowności"

"Kondycja przedsiębiorców prowadzących stacje kontroli pojazdów jest coraz gorsza. Stale rosnące koszty, zamrożona od 18 lat wysokość opłat za badania techniczne i związany z tym spadek wartości pieniądza ze względu na inflację, powodują, że stacje kontroli pojazdów balansują na progu rentowności albo już są deficytowe i przedsiębiorcy zamykają swoje firmy" - pisze w komunikacie zapowiadającym protest Polska Izba Stacji Kontroli Pojazdów. Zwraca też uwagę na coraz większe problem ze znalezieniem diagnostów. "Z przeprowadzonej przez nas ankiety wynika, że około 33,5% to diagności w wieku 50-65 lat, a tych powyżej 65. roku życia jest przeszło 27%" - podkreśla.

Polska Izba Kontroli Pojazdów zwraca uwagę, że w dniu protestu sejmowa komisja infrastruktury będzie omawiać projekt zmiany systemu badań technicznych. "Obawiamy się, że może to być gwóźdź do trumny dla naszej branży. Wielu przedsiębiorców już teraz nie stać na bieżące utrzymanie firmy. Tym bardziej nie udźwigną kosztów wprowadzenia reformy, które poprzez brak szczegółów są trudne do oszacowania" - ostrzega. Podkreśla też, że jeśli kolejne stacje kontroli pojazdów będą zmuszone do zamknięcia, ucierpią na tym kierowcy i ich bezpieczeństwo. 

"Sens miałaby waloryzacja na poziomie 150 zł netto za badanie samochodu osobowego"

Marcin Barankiewicz - Prezes Zarządu Polskiej Izby Stacji Kontroli Pojazdów - przyznał w rozmowie z RMF FM, że liczba stacji w całej Polsce, które w czwartek nie będą działać w ramach protestu, jest trudna do oszacowania. Pracę ma wstrzymać co najmniej 40 stacji w Warszawie, ale deklarują to też przedsiębiorcy z innych części Polski.

Przedsiębiorcy przyłączają się oddolnie. Apelowaliśmy o to, aby w jakiejkolwiek formie się przyłączyć. Informacja rozchodzi się na forach dla diagnostów, za pomocą Facebooka - tłumaczył gość RMF FM. Oliwy do ognia dolał też wczorajszy materiał w "Wydarzeniach" Polsatu. Rzecznik ministerstwa infrastruktury powiedział, że nie planują waloryzacji opłat za badanie techniczne - dodał. Przekazał też, że Izba ma już ok. 300 zgłoszeń od osób, które mają pojawić się na proteście w stolicy, ale przewiduje, że demonstrantów będzie więcej.

Barankiewicz odpowiedział też na pytanie, o jaką dokładnie waloryzację opłat za badania techniczne chcą walczyć protestujący. Sens miałaby waloryzacja na poziomie 150 zł netto za badanie samochodu osobowego - odpowiedział. Należałoby też wprowadzić do ustawy Prawo o ruchu drogowym mechanizm automatycznej waloryzacji - np. o wskaźnik inflacji. Chodzi o to, żeby opłaty za badanie techniczne podążały za aktualną sytuacją gospodarczą - podkreślał. 

Rozmawiałem w zeszły poniedziałek z przedsiębiorcą, który prowadzi podstawową stację kontroli pojazdów w Warszawie - jemu z badania technicznego w tej chwili, po odliczeniu wszystkich kosztów, zostaje niecałe 10 złotych. Z tego musi sam siebie utrzymać i mieć odłożone jakieś środki na przyszłe inwestycje związane z modernizacją systemu badań technicznych - relacjonował w RMF FM Barankiewicz. Wyjaśnił też, na jakie zarobki mogą liczyć pracownicy stacji kontroli pojazdów.

Podstawowa pensja dla świeżego diagnosty to jest ok. 3,5 tys. netto. W dużych miastach diagnosta może liczyć na ok. 5 tys. netto. Przedsiębiorca chciałby dać więcej, ale nie może. Warto to zderzyć z pensją, jaką muszą zapłacić przewoźnicy kierowcy TIR-a - tam jest minimum 9 tys. netto na rękę - tyle dostaje świeży kierowca, żeby w ogóle zechciał przyjść pracować - opisywał Prezes Zarządu Polskiej Izby Stacji Kontroli Pojazdów. Czy wraz z doświadczeniem pensja diagnosty znacząco rośnie? 6 tys. netto to jest sufit, który ciężko jest przekroczyć, bo nie zostanie nic dla przedsiębiorcy - przyznał Barankiewicz.

Gość RMF FM wyjaśnił też, dlaczego właściciele stacji kontroli pojazdów obawiają się zmian w przepisach dotyczących ich branży. Ustawa to jest tylko część zmian. Szczegółowe rozwiązania będą doprecyzowane w rozporządzeniach wykonawczych. Z nich będzie wynikała np. konieczność modernizacji lub wymiany urządzeń - mówi się o archiwizacji wyników, nie wiadomo, czy urządzenia do pomiaru sił hamowania będą musiały być wyposażone w wagę - wyliczał.

Przedsiębiorcy muszą się finansować z tego, co dostają od kierowców. Jeżeli już teraz mają problem z bieżącym utrzymaniem to tym bardziej nie będzie ich stać na to, żeby przeznaczyć środki na modernizację urządzeń pod kątem nowych przepisów. Jest je trudno przewidzieć, bo do projektu załączono kopie obecnie obowiązujących rozporządzeń wykonawczych. To nam nie daje żadnych informacji, na co powinniśmy się szykować - podsumował Barankiewicz.