Sylwestra spędzą na korytarzu starostwa powiatowego w Trzebnicy. Dwudziestu pracowników miejscowego szpitala domaga się konkretnych decyzji w sprawie ratowania placówki. Szalę goryczy przelało powołanie nowego dyrektora, którego wybór nie skonsultowano z pracownikami. Znana na całym świecie z przeszczepów placówka jest na skraju bankructwa. Jej dług sięga blisko 30 milionów złotych.

Pracownicy pojawili się w starostwie przed południem. Domagali się powołania na stanowisko dyrektora ich kandydata, który zna sytuację finansową placówki. Mariusz Misiuna powołany przez starostę na dyrektora placówki próbował rozmawiać z protestującymi. Bezskutecznie. Nie powiodły się także próby rozmowy ze starostą.

W połowie grudnia starostwo, wojewoda i przedstawiciele placówki podpisali porozumienie w sprawie ratowania szpitala. Zdaniem protestujących jego zapisy nie są spełniane. Przekazano jedynie dwa miliony złotych na spłatę części długów. Nie ma jednak dalszych pomysłów na ratowanie - mówią protestujący. Staroście zarzucają także brak dialogu z załogą.

Protestujący zamierzają okupować urząd do skutku. Noc spędzą na korytarzy. Rodziny mają im dowieść kanapki, napoje i karimaty.

Będziemy tutaj do skutku. Jesteśmy przyzwyczajeni do pracy w nocy - powiedziała naszemu reporterowi jedna z protestujących.

Każdy miał na dziś jakieś plany. Nasze rodziny wiedzą, że tej nocy nie będziemy z nimi. Musimy walczyć o swoje miejsca pracy i pacjentów - dodaje jedna z pielęgniarek. W starostwie protestują pielęgniarki, lekarze i pracownicy administracji. Okupacja urzędu to według nich jedyne rozwiązanie by zmusić powiat do podjęcia konkretnych decyzji.

Starosta zapowiedział, że zostanie z protestującymi na noc. Trwają próby przeprowadzenia rozmów. Sytuacją zajmie się sztab kryzysowy.

(j.)