Są kłopoty z rozbiórką hali, która spłonęła w czwartek na terenie gdańskiej stoczni. Demontaż uniemożliwia przewrócona suwnica. "Aby ją usunąć trzeba sprowadzić potężny dźwig" - tłumaczy Mariusz Skałkowski z firmy prowadzącej rozbiórkę. Prace powinny zakończyć się w środę lub w czwartek.

Dopiero po zakończeniu rozbiórki hali będzie można przywrócić ruch tramwajów na ulicy Jana z Kolna. Teraz działa tam zastępcza komunikacja autobusowa.

Pożar w hali produkcyjnej na terenie Stoczni Gdańskiej wybuchł 19 stycznia. W ciągu niecałych dwóch godzin ogień zdążył strawić dach, zawaliły się stropy. Zagrożona była także jedna ze ścian, która mogła runąć na ulicę i tory tramwajowe. W hali budowane były jachty. Jednostki miały trafić do Chin, Stanów Zjednoczonych i kilku europejskich krajów. Każda warta była co najmniej 1,5 miliona euro. Starty oszacowano na kilkadziesiąt milionów złotych.

W hali produkcyjnej pracowało około 400 osób. Na szczęście nikt nie zginął. Obiekt sąsiaduje z halą, w której 24 listopada 1994 roku pojawił się ogień. Obywał się tam wówczas koncert zespołu Golden Life. Wybuchła panika, ludzie tratowali się, biegnąc do wyjścia. Na miejscu zginęły 2 osoby, w szpitalach zmarło kolejne 5. Rannych - głównie poparzonych - zostało około 300 ludzi.