6 listopada ponownie ruszy proces czterech żołnierzy oskarżonych o zabójstwo ośmiorga cywilów w Nangar Khel w Afganistanie. Trzech innych prawomocnie uniewinnił Sąd Najwyższy. Sprawa reszty zostanie powtórnie zbadana.

Zobacz również:

Wojskowy Sąd Okręgowy w Warszawie wyznaczył pierwsze terminy nowego procesu na 6, 7 i 8 listopada. Na ławie oskarżonych ponownie zasiądą ppor. Łukasz Bywalec, chor. Andrzej Osiecki, plut. rezerwy Tomasz Borysiewicz i st. szer. rezerwy Damian Ligocki (zgadzają się na podawanie nazwisk). Trzem pierwszym za zabójstwo cywilów na wojnie grozi dożywocie; Ligockiemu - do 15 lat więzienia (jako jedyny nie ma zarzutu zabójstwa, lecz "ostrzelania niebronionego obiektu"). Nie przyznają się do winy.

W ostrzale zginęło sześć osób


To precedensowa sprawa w historii polskiej armii i polskiego wymiaru sprawiedliwości. 16 sierpnia 2007 r. w wyniku ostrzału z broni maszynowej i moździerza wioski Nangar Khel na miejscu zginęło sześć osób: dwie kobiety i mężczyzna (pan młody przygotowujący się do uroczystości weselnej) oraz troje dzieci (w tym dwoje w wieku od trzech do pięciu lat); dwie kolejne osoby zmarły w szpitalu.

Wojsko poinformowało o tragicznym zdarzeniu dopiero po tygodniu. We wrześniu 2007 r. dowództwo zawarło porozumienie ze starszyzną wioski. Poszkodowanej rodzinie wypłacono odszkodowania, a ranne kobiety trafiły na leczenie do Polski.

W listopadzie 2007 r. prokuratura wojskowa wystąpiła o areszt wobec siedmiu podejrzanych, co sąd uwzględnił. W maju 2008 r. areszt opuścili szeregowi, miesiąc później na wolności byli także podoficerowie i oficerowie.

Żołnierze złamali konwencję haską


Konwencja haska stwierdza, że ludność cywilna na terenach objętych działaniami wojennymi jest chroniona "w takim zakresie, w jakim nie uczestniczy w walkach". Złamanie konwencji jest zbrodnią wojenną, ściganą zarówno przez prawo międzynarodowe, jak i polskie. Prokuratura wojskowa z Poznania oskarżyła o taką zbrodnię siedmiu żołnierzy: dowódcę grupy kpt. Olgierda C. (nie zgadza się na podawanie danych), Bywalca, Osieckiego, Borysiewicza, starszych szeregowych Jacka Janika i Roberta Boksę oraz Ligockiego.

Proces zaczął się przed Wojskowym Sądem Okręgowym w lutym 2009 r. Były 54 rozprawy. Na koniec prokuratura zażądała dla podsądnych kar od dwunastu do pięciu lat więzienia. Obrona i oskarżeni wnosili o uniewinnienie.

Nie udało się uzupełnić akt sprawy m.in. o nasłuchy radiowe amerykańskiego wywiadu z dnia tragedii, protokoły pierwszych przesłuchań, dokumentację medyczną pomocy udzielonej ofiarom, opinie biegłych kartografów co do dokładnego usytuowania moździerza, z którego pociski spadły na wioskę. Nie było też wizji lokalnej na miejscu.

Z braku dowodów w czerwcu 2011 r. sąd uniewinnił wszystkich oskarżonych. Podkreślono wtedy, że materiał dowodowy nie był pełny i miał liczne braki, na tyle istotne, że nie pozwoliły one na przypisanie winy. Zarazem sąd przyznał, że prokurator miał prawo wszcząć śledztwo, a sąd - aresztować żołnierzy.

Umówili się na wspólną wersję?


Fakt, że wydarzenia rozegrały się w czasie działań wojennych, nie oznacza, że można obniżać standard poziomu materiału dowodowego - podkreślił sędzia płk Mirosław Jaroszewski. Według sądu brak było dowodów, że C. wydał rozkaz ostrzelania wioski. Sąd uznał jego wyjaśnienia za spójne i logiczne, zaznaczając, że głównymi dowodami przemawiającymi na jego niekorzyść były "pomówienia ze strony współoskarżonych".

Obrońca przekonywał, że to podwładni C. zrzucają na niego winę. Świadkowie mówili, iż przypisywany C. zwrot "przepier... wioskę" był rozumiany jako polecenie jej otoczenia i przeszukania - tak jak już wielokrotnie wcześniej robiono.

Sąd ocenił, że żołnierze - nie chcąc ponieść odpowiedzialności za zdarzenie, którym byli "zszokowani" - umówili się, że przedstawią wersję o wymianie ognia z talibami w wiosce, potem zaś postanowili przyjąć linię obrony, że działali na rozkaz przełożonego. Tego nie da się w żaden sposób potwierdzić. Żaden z obecnych w TOC (centrum operacyjnym bazy wojskowej) nie słyszał, by padł taki rozkaz. Nieprawdopodobne, aby w sytuacji usłyszenia takiego rozkazu nie zaprotestować, nie prosić o dodatkowe wyjaśnienia lub nie żądać polecenia na piśmie - uznał sąd.

Po wyroku prokuratorzy mówili, że nie zgadzają się z nim, bo "były podstawy do skazania wszystkich oskarżonych za zbrodnię wojenną zabójstwa cywili i ostrzelania wioski".

Prokuratura chciała ponownego rozpatrzenia sprawy


Prokuratura skierowała do Sądu Najwyższego apelację, w której wnosiła o uchylenie wyroku sądu wojskowego i o skierowanie całej sprawy do ponownego rozpoznania. Obrona chciała oddalenia apelacji i utrzymania wyroku.

Trzyosobowy skład Sądu Najwyższego przyznał prokuraturze rację tylko częściowo. W marcu utrzymał w mocy uniewinnienia wobec kpt. C. oraz Janika i Boksy.