Nie wiedziałem, kto jest na pokładzie - tak poseł Platformy Obywatelskiej Andrzej Halicki tłumaczy się ze wspólnego wyjazdu ze "Staruchem" na mecz Legii w Bukareszcie. Lider kiboli oraz szef PO na Mazowszu lecieli tym samym samolotem wynajętym przez klub Legii.

To mi się nie podoba - tak premier Tusk skomentował naszemu reporterowi tę podróż. Sam Halicki twierdzi, że nie wiedział, kto jest na pokładzie. Podkreśla, iż to nie on zapraszał pasażerów i nie sprawdzał ich listy.

Z tego, co mówił poseł Halicki, wynika jednak, że nawet gdyby wiedział, iż obok siedzi Staruch, nie przeszkadzałoby mu to. Na pewno jest osobą, która posiada pełnię praw, w związku z tym nie można ograniczać nikomu jego własnych praw, a na pewno ja tego nie mogę czynić - deklaruje Halicki.

Nie chodzi jednak o to, czy Staruch miał prawo lecieć do Bukaresztu, ale czy razem z nim powinni podróżować politycy partii, której rząd ogłasza po raz kolejny zero tolerancji dla kiboli. Halickiemu najwyraźniej nie przeszkadza, że Staruch został skazany na dwa lata w zawieszeniu za pobicie, że wciąż czeka na wyrok w sprawie handlu narkotykami i uderzył piłkarza. Hasło ministra Sienkiewicza skierowane do kiboli "Idziemy po was" Halicki przerobił na "Lecimy z wami" .

(mpw)