Dwa oblicza pomarańczowej rewolucji. Wydarzenia na Ukrainie zupełnie inaczej pokazuje się na Zachodzie niż w Rosji. Wg tamtejszej telewizji manifestanci przychodzą na pl. Niepodległości w Kijowie, bo... dostają za to pieniądze.

W przekazach rosyjskich mediów nie brakuje manipulacji. Moi znajomi, którzy mieszkają w Rosji dzwonią i mówią, że telewizja pokuje pusty plac. A widzi pan ilu tu jest ludzi; tu są 3 tys. namiotów - mówi specjalnemu wysłannikowi RMF jeden z protestujących. Dlatego też mieszkańcy Kijowa wystosowali nawet apel do Rosjan: „Nie wierzcie, że protesty organizuje CIA.”

Ale na tym nie koniec. Rosyjscy politolodzy twierdzą, iż działania opozycji to próba zamachu stanu, inspirowana przez Polskę, a wspierana przez Stany Zjednoczone.

Z jednej strony, Rosja ciągle walczą o zwycięstwo Wiktora Janukowycza - na wschodzie Ukrainy ogląda się głównie rosyjską telewizję i wierzy w to, co pokazuje. Z drugiej, Kreml boi się pomarańczowej rewolucji; tego, że przykład z Kijowa mógłby być zaraźliwy i wtedy opozycyjny tłum opanowałby Plac Czerwony.