Polski rząd się nie poddaje i zapowiada, że będzie walczył o unijne pieniądze. Na razie premier Marcinkiewicz czeka na kolejne propozycje budżetowe Wielkiej Brytanii. Powtórzył, że cięcia po stronie polskiej, wynoszące około 6 mld euro, są "niemożliwe do zaakceptowania"

Ta propozycja budżetu spotkała się z dosyć silną krytyką wielu państw i Komisji Europejskiej. W związku z tym czekamy na kolejne propozycje prezydencji brytyjskiej - powiedział premier Marcinkiewicz.

Wczoraj Londyn zaproponował zmniejszenie globalnych wydatków Unii do 846,7 mld euro (w stosunku do 871,6 mld proponowanych w czerwcu przez ówczesne luksemburskie przewodnictwo), głównie poprzez cięcia w funduszach regionalnych dla nowych, najbiedniejszych państw Unii.

Polska w nowym budżecie 2007-13 otrzymałaby - zgodnie z brytyjską propozycją - niespełna 56 mld euro, o 6,1 mld mniej niż przewidywała w czerwcu luksemburska propozycja kompromisu budżetowego.

Dzięki oszczędnościom Londyn zaproponował "prezenty" dla wielu krajów, by przekonać je do przyjęcia kompromisu. 900 mln euro więcej dostałaby z budżetu Unii Hiszpania, o 156 mln Szwecja, o 150 mln Austria. Dla nowych krajów członkowskich "prezentami" miałyby być ułatwienia w wykorzystaniu funduszy strukturalnych i spójności.

Taki budżet, pełen wyjątków dla poszczególnych krajów UE, spotkał się z krytyką wielu stolic europejskich, co zapowiada trudne jutrzejsze rozmowy i nie wróży łatwego porozumienia.

Krytycznie, choć z różnych powodów, o projekcie wypowiadały się Polska, Francja, Belgia, Dania, Szwecja i Węgry. Premier Kazimierz Marcinkiewicz powiedział, że w obecnej formie propozycja brytyjska jest dla Polski "nie do zaakceptowania", ale podkreślił, że dalsze

negocjacje mogą przynieść zmiany.