"Nie do końca wierzę, że akurat w tym przypadku chcieli zaatakować ten konkretny statek. Na 90 proc. jestem pewien, że nie chcieli atakować na przykład Polaków. Podejrzewam, że - podejrzewam tylko, nie znam szczegółów sprawy – że to próba wyłudzenia haraczu" - mówi w rozmowie z RMF FM Sylwester Łągwa, Kapitan Żeglugi Wielkiej. 16 polskich marynarzy było na pokładzie statku, który o poranku zaatakowali piraci na wodach Nigerii. Pięciu marynarzy zostało uprowadzonych.

"Nie do końca wierzę, że akurat w tym przypadku chcieli zaatakować ten konkretny statek. Na 90 proc. jestem pewien, że nie chcieli atakować na przykład Polaków. Podejrzewam, że  - podejrzewam tylko, nie znam szczegółów sprawy – że to próba wyłudzenia haraczu" - mówi w rozmowie z RMF FM Sylwester Łągwa, Kapitan Żeglugi Wielkiej. 16 polskich marynarzy było na pokładzie statku, który o poranku zaatakowali piraci na wodach Nigerii. Pięciu marynarzy zostało uprowadzonych.
Zdj. ilustracyjne / GEORGE ESIRI /PAP/EPA

Kuba Kaługa: Z aktywnością piratów - nam tutaj w Europie - kojarzą się przede wszystkim wybrzeża Somalii. Czy wybrzeża Nigerii są równie niebezpieczne?

Sylwester Łągwa: Tak, są równie niebezpieczne i w zasadzie jest tyle samo porwań na zachodnim wybrzeżu Afryki, co na wschodnim, w Somalii. Tylko że Somalia jest państwem upadłym, tam de facto nie ma ani sądu, ani władzy jako takiej. Na zachodzie jeszcze jakaś władza jest, tylko nie wiadomo, kto kontroluje kogo.

Stąd rozumiem, że tych ataków jest dużo. Dla marynarzy to jest rzecz oczywista, że tam jest niebezpiecznie?

Tak. Tam są wydawane ostrzeżenia, są całe procedury, jak powinniśmy się zachowywać. Są alarmy, które ogłaszamy i przeprowadzamy na statkach, żeby przed wpłynięciem na te niebezpieczne wody nigeryjskie zminimalizować ryzyko jakiegoś ataku. Albo jak już atak nastąpi, to żeby wprowadzić procedury, które ma każda firma, zatrudniająca marynarzy i pływająca w tamtych regionach ma. To są procedury alarmowe, jak powiadamiać o ataku, jak się ukrywać, co robić, jak ten atak nastąpi.

Zalecenia wynikające z konwencji międzynarodowych, zalecenia - bo obowiązku nie ma - mówią, że jeżeli ktoś się udaje na te wody, powinien mieć podpisaną umowę z agencją ochrony, która chroni jego statek. Jak to wygląda w praktyce? Czy armatorzy rzeczywiście korzystają z tego?

Jest to dość teoretyczne. Jeżeli firmy mają poważne interesy w tamtym regionie i regularnie pływają, to tak. Ale jeżeli jest to sporadyczne, jakaś usługa transportowa, to bardzo często liczą na łut szczęścia, że akurat "na nas nie trafi".

Czy pan zna przypadki porwań marynarzy właśnie w tym rejonie?

Tak, ale to są rzeczy bardzo indywidualne. Osobne tragedie, że tak powiem.

Rozumiem, że nie ma jednego schematu działania piratów właśnie na wodach nigeryjskich?

Nie ma tam schematu, bardzo często się zdarza, że są to zdarzenia dosyć przypadkowe. Nie do końca wierzę, że akurat w tym przypadku chcieli zaatakować ten konkretny statek. Na 90 proc. jestem pewien, że nie chcieli atakować na przykład Polaków. Podejrzewam, że - podejrzewam tylko, nie znam szczegółów sprawy - że to próba wyłudzenia haraczu.

A czy jest jakikolwiek sposób dla załóg statków, dla armatorów, żeby chronić się przed tego typu atakami?

Statki przeważnie nie są uzbrojone, więc w mojej firmie jest tak, że jest to wręcz zalecenie, żeby pływać jak najdalej od wybrzeża. Trzymać się od wybrzeża jakieś 100-200 mil. Jeżeli portem docelowym nie jest na przykład port w Nigerii. Jest wtedy szansa, że jakaś łódeczka - bo to są przeważnie jakieś łódeczki rybackie albo pseudorybackie - nie będzie miała  na tyle paliwa, żeby tam dopłynąć.