Zapusty, mięsopust, ostatki czyli ostatnie dni karnawału. To czas zabawy i tańców od Wenecji po Rio de Janeiro. Okres między tłustym czwartkiem a środą popielcową to czas, kiedy karnawał przybiera na sile. To czas przejścia...

To jest moment takiej luki, kiedy każdy może wejść w inną rolę. Wszystko jest na opak, świat jest na opak, człowiek przebiera się za zwierzę, kobiety za mężczyzn, mężczyźni za kobiety. I każdy przez te kilka dni jest bezkarny - mówi dr Jacek Kurek z Instytutu Historii Uniwersytetu Śląskiego. Jako przykład podaje praczki z  Nadrenii Westfalii, które właśnie w tych dniach (koniec karnawału w 1825 roku) zbuntowały się przeciwko swojej ciężkiej pracy. Kiedy praczki odprawiły ostatnich klientów założyły komitet kobiecy i zaczęły święto. Do dziś ma ono bardzo barwny przebieg. Kobiety symbolicznie przejmują władze w mieście. Przychodzą do urzędu i obcinają symbol władzy męskiej czyli krawaty - opowiada dr Kurek.

 

Jednym z podstawowych elementów końca karnawału jest przebieranie się i zakładanie masek, jak podczas karnawału weneckiego. Jak mówi historyk, maska miała już od XI wieku w Wenecji bardzo wiele istotnych funkcji. Pozwalała, aby przez kilka dni biedni poczuli się jak bogaci, bo przecież pod maską wszyscy wyglądają tak samo. W XVI wieku, kiedy w Wenecji karnawał osiągał apogeum, przy okazji maska zasłaniała bardzo niedobre skutki chorób wenerycznych i dodawała odwagi, więc tym łatwiej było o zachowania niestandardowe.

Drugim charakterystycznym elementem końca karnawału są tańce, którym przypisywano kiedyś znaczenie magiczne. Miały odczyniać złe duchy. Mówiono, że im więcej i wyżej się będzie skakać, tym plony będą wyższe - mówi dr Kurek.  Zapusty to także czas , kiedy nie żałowano sobie jedzenia. Nawet pewien rodzaj obżarstwa sankcjonowało się i sankcjonuje do teraz obyczajowo. Mówimy: zjesz pączka, będziesz miał szczęście, będzie ci się powodziło. Nie zjesz, nie będziesz miał szczęścia, nie będzie ci się powodziło - opowiada dr Kurek. Poza tym kiedyś post był bardzo ściśle przestrzegany. Dlatego tuż przed nim, w ostatki, można było sobie pofolgować. 40-dniowy post to było wielkie wydarzenie. Po tłustym czwartku, przed środą popielcową gospodynie wymywały wszystkie naczynia, garnki z tłuszczu. Nawet gdy tłuszcz spadł gdzieś na podłogę, to trzeba było ją wyszorować. Krótko mówiąc: nawet jak sobie człowiek pofolgował troszkę, to w poście już nie było nadmiaru  - wyjaśnia historyk i dodaje, że zima zawsze była dobrą porą do zabawy. Nie ma prac w polu, a spichlerze nie są jeszcze puste. Puste będą na przednówku, czyli w maju. Teraz jeszcze jest z czego tego pączka upiec - kwituje Kurek.


Więcej archiwalnych zdjęć znajdziecie na stronach Narodowego Archiwum Cyfrowego.