Dwa i pół promila alkoholu we krwi miał lekarz, który przyjechał karetką na wezwanie do podwarszawskich Babic. Pacjent, do którego go wezwano - zmarł po dowiezieniu do szpitala - donosi reporter RMF FM Krzysztof Zasada.

Na pogotowie zadzwoniła rodzina mężczyzny, który zasłabł i zemdlał. Do chorego przyjechała ekipa pogotowia bez lekarza, jedynie z ratownikiem medycznym. Ratownik stwierdził, że sam nie poradzi sobie z tym przypadkiem i wezwał drugi ambulans. Według świadków od lekarza, którzy przyjechał w drugiej karetce, czuć było alkohol. Mimo to zabrał pacjenta do szpitala. Po przetransportowaniu na miejsce - nieprzytomny mężczyzna zmarł.

O zdarzeniu zawiadomiono policję. Lekarza pogotowia został zatrzymany. Badanie wykazało, że ma ponad dwa promile alkoholu w organizmie. Prokuratura postawiła już lekarzowi zarzut. Dotyczy on narażenia pokrzywdzonego na niebezpieczeństwo utraty życia. Śledztwo ma wykazać, czy jest związek miedzy śmiercią pacjenta a faktem, że lekarz był pijany. Śledczy zakazali mu czasowo wykonywać zawód. Lekarzowi grozi do pięciu lat więzienia.