„To karygodne, że przez 25 lat nic nie zrobiono w sprawie dalszej izolacji Mariusza Trynkiewicza” - mówią piotrkowianie. Dodają, że amnestia, na mocy której zamieniono cztery kary śmierci na 25 lat więzienia, to błąd. Błąd, za który mogą zapłacić kolejne niewinne dzieci i ich rodziny. Dziś Sąd Okręgowy w Rzeszowie ma zbadać wniosek szefa więzienia o uznanie Trynkiewicza za osobę niebezpieczną, która po odbyciu kary musi być izolowana w specjalnym ośrodku w Gostyninie lub ewentualnie poddana nadzorowi prewencyjnemu na wolności.

Rozważania piotrkowian to efekt powracającej od czasu do czasu ogólnokrajowej dyskusji nad tym, co zrobić z niebezpiecznymi przestępcami - tymi, którym na mocy amnestii w 1989 roku karę śmierci zamieniono na 25 lat więzienia. Wśród tych osób jest Mariusz Trynkiewicz, który w bestialski sposób zamordował czterech nastolatków z Piotrkowa Trybunalskiego.

Ostatnią egzekucję wykonano w Polsce w kwietniu 1988 roku. Kilka miesięcy później ówczesny rząd obwieścił moratorium na karę śmierci. Mimo to polskie sądy orzekły jeszcze tę najwyższą karę wobec dziewięciu osób - wśród nich był Mariusz Trynkiewicz. Jego proces zakończył się 13 września 1989 roku. W grudniu tego samego roku ogłoszono amnestię. Dzięki niej, karę śmierci zamieniono na 25 lat więzienia.  Nikomu z ówczesnych rządzących nie przeszło nawet przez myśl, by przed amnestią  ustanowić nowe przepisy wprowadzające karę dożywotniego więzienia.

Dyskusja na temat kończących się kar niebezpiecznym przestępcom wróciła teraz ze zdwojoną siłą. Nie bez powodu. Jesteśmy przecież w przededniu opuszczenia więziennych murów przez Mariusza Trynkiewicza. To wyjątkowo niebezpieczny i okrutny człowiek - mówi ten, który zdemaskował mordercę, ówczesny milicjant Janusz Sielski. Zapytany czy zabójca-pedofil powinien opuścić więzienne mury odpowiada krótko: nie.

Zgodnie z prawem odsiedział wyrok i może wyjść. Powinien jednak trafić do ośrodka w Gostyninie. Wszystko jednak w rękach sądu - dodaje.

Dziś rzeszowski sąd będzie decydował o skierowaniu Mariusza Trynkiewicza na terapię w  zamkniętym ośrodku w Gostyninie. Jeżeli zabójca-pedofil zostanie uznany za osobę z zaburzeniami psychicznymi zagrażającą otoczeniu, będzie izolowany. Taką możliwość daje obowiązująca od 22 stycznia tego roku tzw. ustawa o "bestiach". Weszła ona jednak w życie z opóźnieniem - od chwili podpisania jej przez prezydenta przeleżała niepotrzebnie w jego kancelarii 3 dni, a później w kancelarii premiera kolejne trzy tygodnie.  Kara 25 lat więzienia kończy się zabójcy-pedofilowi już jutro (11 lutego). Jeżeli więc sąd  uzna, że Mariusz Trynkiewicz powinien trafić do Krajowego Ośrodka Terapii Zaburzeń Dysocjalnych, do chwili jego wyjścia z więzienia ewentualna decyzja o terapii nie będzie jeszcze prawomocna.

Szef zakładu karnego w Rzeszowie, w którym przebywa Mariusz Trynkiewicz, chciał aby po zakończeniu kary trafił on do zamkniętego ośrodka na obserwację. Miałby tam przebywać do chwili uprawomocnienia się decyzji sądu (o ile taka decyzja zapadnie). Wniosek w tej sprawie został jednak przez sąd odrzucony. Zabójca-pedofil może więc we wtorek wyjść na wolność. Do czasu uprawomocnienia się decyzji sądu kierującej go na przymusową terapię, Mariusz Trynkiewicz ma być nadzorowany przez policję.  To będzie bardzo trudne zadanie. Największa odpowiedzialność spadnie na komendę, na której teren on trafi - uważa Janusz Sielski - Chcielibyśmy wierzyć w efekty resocjalizacji przez którą on przeszedł. Uważam jednak, że jego wypuszczenia to narażanie dzieci,  na terenie na którym on będzie przebywał.

To, że Mariusz Trynkiewicz po wyjściu na wolność będzie zabijał, przeświadczony jest również Stanisław Kaczmarek ojciec jednego z zamordowanych chłopców. On nie może wyjść. To nie jest człowiek, to bydlę - mówi.

Inna z poszkodowanych przez zabójcę-pedofila rodzin odmawia jakichkolwiek rozmów na ten temat. Cierpi z powodu ostatnich doniesień prasowych o ewentualnym wyjściu Mariusza Trynkiewicza na wolność. To uderzyło w nas ze zdwojoną siłą - mówi matka jednego z zabitych chłopców. Kobieta przyznaje, że jest na środkach uspokajających. Na odchodne mówi, że przez tyle lat nikt nimi się nie zainteresował. Nie mieli żadnej opieki psychologa, żadnego wsparcia ze strony państwa. Ze wszystkimi problemami musieli radzić sobie sami.

Każda z tych rodzin nie może wrócić do życia, jakie toczyła przed tą straszliwą tragedią. Ta zbrodnia to piętno, które swój ślad odcisnęło na kilku pokoleniach. W obliczu toczącej się dyskusji o wartościach prawnych tzw. ustawy o bestiach, ci którzy na swej drodze zetknęli się z historią  Mariusza Trynkiewicza są niewzruszeni w swoich poglądach. Mówią, że nie powinien on wychodzić na wolność. 

To człowiek nieprzewidywalny, o kilku twarzach - mówi Eugeniusz Iwanicki autor książki zatytułowanej "Proces Szatana". Opisuje w niej tę drastyczną historię, z którą zetknął się jako dziennikarz relacjonujący tamte wydarzenia. Iwanicki uważa, że bohater jego reportaży po wyjściu na wolność znów może zabijać.  Nie powinien wyjść z więzienia - mówi - Gdy rozmawiałem z nim w celi śmierci, powiedziałem: "Panie Trynkiewicz, gdyby niemożliwe stało się możliwym i wszedł tu prokurator, i poprosił pana o słowo honoru, że już więcej pan nie zabije, czy dalby pan takie słowo?" A on odpowiedział: "Nie, nie dałbym".

Cienia wątpliwości nie ma również Małgorzata Ronc prokurator, która wnioskowała o poczwórną karę śmierci dla mordercy czterech chłopców. Tego przypadku nie można porównać do żadnego innego - nawet zabójstw popełnionych z chęci zysku, czy w innych okolicznościach - mówi. Uważa, że porównania nie ma, ponieważ motyw wskazany przez biegłych - "mordu z lubieżności" wskazuje na dalece rozchwianą emocjonalnie stronę życia.

Jak dodaje pani prokurator Mariusz Trynkiewicz nie powinien wyjść na wolność. To co on zrobił to ogrom nieszczęść nie do opisania, a tragedia przez jaką przeszli najbliżsi tych rodzin nie do wyobrażenia - mówi - Nie wyobrażam sobie sytuacji, gdyby po wyjściu Mariusza Trynkiewicza komuś coś się stało. Myślę, że wtedy lincz powinien być wykonany na władzy ustawodawczej.

(j.)