Policja zatrzymała kolejne dwie osoby związane ze sprawą śmierci półtorarocznego chłopca w Szczecinie, którego ciała od czwartku szukają funkcjonariusze. Zatrzymani to brat matki dziecka i jego konkubina. Okazuje się, że matce chłopca pomagał wcześniej Miejski Ośrodek Pomocy Rodzinie. Później kobieta zerwała z nim kontakt.

Jak poinformowała Jolanta Śliwińska z Prokuratury Okręgowej w Szczecinie, zatrzymanej w sobotę kobiecie zarzucono pomoc sprawcy śmiertelnego pobicia chłopca i zacieranie śladów. Na razie nie ma natomiast decyzji o ewentualnych zarzutach dla jej partnera.

W piątek do aresztu trafili 22-letnia matka dziecka i jej konkubent. 38-latek jest podejrzany o śmiertelne pobicie chłopca. 22-latce prokurator zarzucił z kolei nieudzielenie dziecku pomocy.

O śmierci dziecka policjanci dowiedzieli się w środę od anonimowego informatora. Tego samego dnia zatrzymali matkę chłopca i jej partnera. Oboje twierdzili, że chłopiec umarł we śnie pod koniec ubiegłego roku. Wskazali też miejsce, w którym ukryli jego ciało, ale nieprecyzyjnie. Dlatego poszukiwania zwłok wciąż trwają. Prawdopodobnie zostały zakopane w lesie obok niewielkiego domu na ogródkach działkowych, gdzie wraz z dzieckiem mieszkała para.

Matka chłopca korzystała z pomocy specjalnego ośrodka

Według rzecznika prasowego szczecińskiego Miejskiego Ośrodka Pomocy Rodzinie (MOPR) Wojciecha Dąbrówki, matka dziecka korzystała wcześniej z pomocy ośrodka. Po opuszczeniu domu dziecka, w którym przebywała, zamieszkała w mieszkaniu chronionym i kontynuowała naukę. Korzystała z pomocy udzielanej przez ośrodek w ramach tzw. usamodzielnienia osób opuszczających domy dziecka.

W 2011 roku kobieta opuściła jednak mieszkanie chronione i zrezygnowała z nauki. Poinformowała wtedy MOPR, że zamieszka w innym powiecie ze swoim chłopakiem, który będzie ją utrzymywał. Dopiero wczoraj pracownicy MOPR-u dowiedzieli się, że kobieta przebywa w Szczecinie.

Można było zapobiec tragedii, gdybyśmy wiedzieli, że matka dziecka przebywa w Szczecinie, i gdybyśmy otrzymali niepokojący sygnał - podkreślił Dąbrówka. Zawsze na takie sygnały reagujemy, nasza interwencja kryzysowa bardzo szybko podejmuje działania. Tak się w tym przypadku nie stało i szkoda, bo można było zapobiec tej tragedii - dodał.