W Platformie Obywatelskiej jest rozważany pomysł, by zamiast plebiscytu w sprawie odwołania prezydenta Warszawy zorganizować w stolicy przyśpieszone wybory. To oznacza, że Hanna Gronkiewicz-Waltz musiałaby się podać do dymisji.

Gdyby doszło do dymisji obecnej prezydent Warszawy, to referendum byłoby bezzasadne. Zamiast niego premier zarządziłby przedterminowe wybory. Z punktu widzenia PO atutem tego rozwiązania jest to, że o ile wszystkie badania opinii warszawiaków mówią, iż ci, którzy pójdą na referendum zagłosują za odwołaniem prezydent, o tyle w starciu wyborczym z kandydatami PiS-u czy lewicy, Gronkiewicz ma wciąż ogromne szanse na wygraną. To jednak zagranie va banque.

Jest również duża szansa, że referendum będzie niewiążące i wszyscy o nim szybko zapomną. Wybory zaś muszą przynieść rozstrzygniecie. Gdyby było ono niekorzystne dla Platformy, to byłby to gigantyczny cios dla rządzących. Taki krok to zatem ryzyko. Sam premier Donald Tusk i Hanna Gronkiewicz-Waltz uznają dziś je za zbyt duże. Dlatego nowe wybory zamiast referendum są wpisane w scenariusz awaryjny, który zostanie zastosowany tylko wówczas, gdy liderzy PO uznają, iż prawdopodobieństwo odwołania prezydent stolicy jest bardzo wysokie.

Kiedy referendum będzie ważne?

Przypomnijmy, że pod wnioskiem o przeprowadzenie referendum złożono ważnych 166 tys. 726 podpisów. Będzie ono ważne, jeśli weźmie w nim udział 3/5 liczby wyborców, którzy uczestniczyli w wyborze odwoływanego organu. W wyborach prezydenta Warszawy w 2010 r., w których zwyciężyła Gronkiewicz-Waltz, wzięło udział 649 049 osób. Oznacza to, że referendum w sprawie jej odwołania będzie ważne, jeśli zagłosuje w nim co najmniej 389 430 osób.

(mal)