Najwyższa Izba Kontroli nie zostawia suchej nitki na szkołach podoficerskich. Ostrzega, że z powodu kiepskiego poziomu nauczania w tych placówkach zagrożone jest przechodzenie armii na zawodowstwo. Rząd zaplanował, że na koniec tego roku w wojsku będzie 49 tysięcy podoficerów. W styczniu, kiedy zakończyła się kontrola, do tej liczby brakowało aż 7 tysięcy.

Zdaniem NIK szkoły podoficerskie są po prostu niedoinwestowane, a za ich budżety, tak jak za całe siły zbrojne, odpowiada minister obrony. Pieniędzy brakuje na sprzęt - mówi Jacek Jezierski, prezes Najwyższej Izby Kontroli. Sprzęt dydaktyczny, jakim dysponują, pochodzi często z lat 60. i dawno został wycofany z armii. Poza tym brakuje dobrze wykształconej kadry instruktorskiej - zaznacza.

Braki w wyposażeniu powodują, że komendanci szkół „chwytają się brzytwy”. Od dwóch lat organizują np. krótkie, często zaledwie czterodniowe szkolenia podoficerskie, które z szeregowych zawodowych robią podoficerów. Żołnierzom umożliwia się też zdawanie egzaminów eksternistycznych - bez szkolenia.

Raport NIK został przesłany do Sejmu i Ministerstwa Obrony Narodowej. Stamtąd odpowiedzi na razie brak.