Niestety mimo nadludzkich wręcz wysiłków ratowników tatrzańskich i lekarzy nie udało się uratować turysty ze Śląska, który spadł ze szlaku na przełęcz pod Chłopkiem i zawisł na linie w ścianie Kazalnicy. Mężczyzna zmarł w zakopiańskim szpitalu. Do wypadku doszło na wysokości ok. 2000 - 2100 metrów n.p.m. Mężczyzna był ogrzewany i reanimowany nawet w czasie opuszczania na linach, a o godzinie 4:00 nad ranem, w całkowitych ciemnościach, przyleciał po niego śmigłowiec.

Do wypadku w rejonie Kazalnicy doszło w środę. Jeden z turystów prawdopodobnie poślizgnął się i zaczął spadać. Mężczyzna był związany liną ze swoimi towarzyszami, ale nie byli oni w stanie zatrzymać jego upadku. Wszyscy trzej zsunęli się aż do ściany Kazalnicy - tam zawiśli na wystającej skale.

O 18:35 dostaliśmy zgłoszenie o wypadku od trójki turystów, że jeden z ich kolegów spadł w przepaść i zawisł na linie - powiedział ratownik dyżurny TOPR Maciej Pawlikowski. Taternicy podtrzymywali linię i ją blokowali, ale nie byli w stanie pomóc koledze.

Na pomoc toprowcy wyruszyli pieszo; przed godziną 21:00 udało im się dotrzeć do poszkodowanych. Akcję utrudniały bardzo trudne warunki panujące w Tatrach.

Przed północą dwóch turystów zostało sprowadzanych do schroniska nad Morskim Okiem.

Ratownicy dotarli potem do najbardziej poszkodowanego, który przez kilka godzin wisiał na linie w ścianie Kazalnicy. Mężczyzna miał poważny uraz głowy. Był jednak tak wyziębiony, że jego serce kilka razy zatrzymywało się. Ratownicy musieli go niemal bez przerwy - wisząc w ścianie - reanimować. W nocy temperatura w Tatrach spadła do kilkunastu stopni poniżej zera. By ocalić turystę, wezwano ze Słowacji potężny śmigłowiec Mi-17, który lądował pod Kazalnicą w świetle reflektorów i o 4:00 nad ranem zabrał rannego do zakopiańskiego szpitala.

Tam czekało na niego przywiezione z Krakowa urządzenie ECMO. Niestety, mimo ogrzewania krwi pacjenta i heroicznych wręcz wysiłków ratowników, 40-letni mężczyzna nie udało się uratować.

Temperatura mierzona to było 15,2 st. Celsjusza. Został ogrzewany w systemie ECMO, ale mimo trwające 4 godziny reanimacji nie udało się przywrócić akcji serca - dyrektor medyczny szpitala Małgorzata Czaplińska.

W środę w Tatrach zginęło aż pięć osób. Po słowackiej stronie życie stracił turysta z Czech i trzech wspinaczy, których narodowości nie ujawniono. Rano na Kozim Wierchu po polskiej stronie zginęła zaś młoda kobieta. Dzień wcześniej życie straciła turystka, która spadła Żlebem Kulczyńskiego w rejonie Orlej Perci.

  (j.)