W czerwcu osoby zatrudnione w sektorze publicznym zarabiały o jedną czwartą więcej niż pracownicy firm prywatnych. Zwłaszcza górnicy i urzędnicy nie mają powodów do narzekań w kwestii zarobków - donosi "Dziennik Polski".

Według danych GUS, w pierwszym półroczu udało się Polakom obronić pensje przed wysoką inflacją. W niektórych branżach realny wzrost wynagrodzeń wyniósł kilka procent. Ale statystyka jest myląca: pensje rosną bowiem w sektorze publicznym, a w większości firm prywatnych realnie maleją.

W czerwcu średnia płaca na publicznej posadzie przekroczyła 4 627 złotych brutto. W sektorze prywatnym było to 3 617 złotych, czyli blisko o 28 procent mniej.

W całej Polsce o eldorado mogą mówić górnicy, których średnia płaca wynosi 8 020 złotych (wzrost o 14,5 proc.). Zadowoleni powinni być też pracownicy publicznych firm zajmujących się produkcją i zaopatrzeniem w prąd, gaz i gorącą wodę, którzy zarabiają średnio 5 450 złotych. Narzekać nie mogą też nauczyciele, mundurowi i urzędnicy.