W wieku 81 lat zmarł Mirosław Hermaszewski - pierwszy polski kosmonauta. Informację o jego śmierci przekazał w imieniu rodziny europoseł Ryszard Czarnecki.

"W imieniu rodziny potwierdzam b. smutną informację o śmierci gen Mirosława Hermaszewskiego - pierwszego kosmonauty, świetnego pilota, dobrego męża i ojca, ukochanego dziadka. Odszedł na Wieczną Wartę. R.I.P." - napisał na Twitterze europoseł Ryszard Czarnecki. 

W rozmowie z PAP Ryszard Czarnecki wyjaśnił, że Mirosław Hermaszewski, który był jego teściem, zmarł w poniedziałek po południu w jednym z warszawskich szpitali. Jak nieoficjalnie dowiedziała się PAP, Hermaszewski chorował na nerki i był operowany, ale wdały się komplikacje, które doprowadziły do zgonu.

Mirosław Hermaszewski urodził się 15 września 1941 roku w Lipnikach na Wołyniu. Tam utracił ojca i wielu krewnych. Jako niemowlę uniknął śmierci. Po wojnie w ramach tzw. repatriacji jego rodzina została przesiedlona do Wołowa na Dolnym Śląsku. 

W 1961 r. w Grudziądzu Hermaszewski ukończył kurs pilotażu samolotowego i rozpoczął naukę w Szkole Orląt w Dęblinie jako kandydat na pilota myśliwskiego. Ukończył ją 3 lata później - otrzymał stopień podporucznika i zdobył kwalifikację pilota samolotów odrzutowych 3 klasy. Po szkole został przydzielony do pułku obrony powietrznej w Poznaniu. Z wyróżnieniem ukończył Akademię Sztabu Generalnego w Warszawie. Służył w wojskach obrony powietrznej kraju, jako dowódca eskadry w Słupsku, zastępca dowódcy pułku w Gdyni oraz dowódca 11. pułku myśliwców we Wrocławiu.

Jako jedyny Polak wziął udział w locie w kosmos

Mirosław Hermaszewski był jedynym Polakiem, który wziął udział w locie w kosmos. W 1976 roku trafił do grupy kandydatów na kosmonautów w ramach międzynarodowego programu Interkosmos, utworzonego przez ZSRR i rozpoczął szkolenie w Gwiezdnym Miasteczku pod Moskwą.

27 czerwca 1978 roku Mirosław Hermaszewski razem z Piotrem Klimukiem wyleciał na orbitę okołoziemską statkiem Sojuz 30. W czasie misji 126 razy okrążył ziemię astronauci wrócili na ziemię 5 lipca.

Na pokład Hermaszewski zabrał ze sobą m.in. flagę i godło państwowe PRL, fotografie Edwarda Gierka i Leonida Breżniewa, ziemię z pól Lenino i Warszawy, miniaturowe wydania "Manifestu Komunistycznego". W kosmos z Hermaszewskim poleciało także faksimile pierwszej księgi "O obrotach ciał niebieskich" oraz rysunku systemu słonecznego Mikołaja Kopernika. Jako wyposażenie osobiste zabrał zaś m.in. miniaturowe wydanie "Pana Tadeusza", które po latach podarował papieżowi Janowi Pawłowi II.

Ziemia nadaje muzykę. Rodowicz śpiewa "Kolorowe jarmarki". Anna German śpiewa ulubioną przez geologów, ale przede wszystkim kosmonautów "Nadzieję". (...) Na tle melodii słyszymy końcowe komendy odliczania - wspominał Hermaszewski moment startu po latach, w książce "Ciężar nieważkości. Opowieść pilota-kosmonauty".

W trakcie swojego lotu kosmicznego Hermaszewski ustanowił kilka oficjalnych rekordów Polski: rekord wysokości - 363 km, prędkości lotu 28 tysięcy km/h (około 8 km/s), długotrwałości lotu - 190 godzin 3 minuty i 4 sekundy, a także długości przebytej trasy - 5 273 257 km.

Dzięki lotowi Hermaszewskiego Polska została czwartym krajem na świecie, którego obywatel znalazł się w kosmosie - po Związku Radzieckim, Stanach Zjednoczonych i Czechosłowacji. Lot odbył się w ramach radzieckiego programu Interkosmos.

Kiedy leciałem w kosmos, nie miałem komputera na pokładzie - wspominał w rozmowie z RMF FM Hermaszewski. Komputer to była moja głowa. Dopiero chyba dwa lata po mojej misji kosmicznej pojawiły się na pokładzie statków Sojuz rosyjskich komputery - opowiadał. 

"Zejście z orbity to niesamowicie dynamiczny proces"

Nie widziałem nic, ponieważ nasze iluminatory były zakopcone. To było takie niepewne - gdzie wylądujemy? Czy dobrze wylądujemy? Poszukiwały nas samoloty i śmigłowce. Nie mógł nikt nas zlokalizować - tak w rozmowie z RMF FM Mirosław Hermaszewski wspominał ostatnie momenty swojej misji kosmicznej. 5 lipca 1978 roku jego kapsuła wylądowała w Kazachstanie po kilkudniowym locie orbitalnym.

Samo zejście z orbity jest to niesamowicie dynamiczny proces. To są zjawiska fizyczne, a więc ogromne drgania, przeciążenia. No i to, co widzi człowiek na zewnątrz, rozpalone płomienie. Statek rozpala się, hamując w atmosferze. Tylna część mojego statku rozpaliła się tuż za plecami do 1750 stopni. Ja nie czułem tej temperatury, ale oczyma wyobraźni wiedziałem, czym to ewentualnie grozi - relacjonował w RMF FM Hermaszewski. Następnie bardzo trudny moment przejścia przez gęste warstwy atmosfery, już niżej - na 30-40 km, kiedy przeciążenie jest potworne i ono trwa bardzo długo. Oczekiwanie na otwarcie spadochronu - to też jest moment dość ciekawy, bo ostatnie sekundy to się ciągną w nieskończoność, otwarcie spadochronów - kolejno otwierają się różne spadochrony - wyciągające, stabilizujące, hamujące...  I w końcu ten ogromny - 1000-metrowy. I wtedy jest takie dziwne uczucie, bo już ten dynamiczny etap lotu był poza nami. I jesteśmy na tym spadochronie, jeszcze 15 minut do ziemi. I jest czas na rozmyślanie: "dobrze, a gdzie my jesteśmy? W górach, na morzu?" - opowiadał. 

Mirosław Hermaszewski brał udział w nagraniu charytatywnych audiobooków RMF FM, tworzonych z myślą o dzieciach przebywających w szpitalach. Na płycie z cyklu "Bajki oparte na Faktach" zgodził się wykonać wyjątkowe zadanie i przeczytał nową wersję "Lokomotywy", napisaną przez jednego z naszych słuchaczy. Z kolei w "120 przygodach Koziołka Matołka" jego głosem przemówiła Gwiazda. O tym, jak wyglądały nagrania, możecie przeczytać tutaj.