Nowe fakty w sprawie lokalizatora GPS, który znaleziono w jednym z samochodów należących do Kancelarii Prezydenta RP. "Rzeczpospolita" pisze, że urządzenie wykryła na lotnisku w Katowicach straż graniczna, a nie jak wcześniej informowano - Służba Ochrony Państwa. W prowadzonym śledztwie miał się również pojawić trop wschodni.

We wtorek portal tvn24.pl podał, że w jednym z samochodów należących do Kancelarii Prezydenta RP (nie w limuzynie Andrzeja Dudy) funkcjonariusze Służby Ochrony Państwa (SOP) znaleźli latem tego roku lokalizator GPS. Podkreślono, że urządzenie pozwala śledzić pozycję samochodu w czasie rzeczywistym.

Urządzenie było podczepione pod pojazd. Zagotowało się, bo nie było wiadomo, kto zainstalował to urządzenie. Okazało się, że ten samochód mógł jeździć z tym urządzeniem przez kilka miesięcy i był w tym czasie nieraz włączany do składu kolumny prezydenta, w tym podczas jego wyjazdów do Ukrainy - przyznał rozmówca portalu.

"Rzeczpospolita" poinformowała w piątek, że to nie SOP wykryła urządzenie, ale funkcjonariusze straży granicznej na lotnisku w Katowicach-Pyrzowicach, którzy skontrolowali pojazd. To tłumaczy, dlaczego śledztwo w tej sprawie wszczął śląski wydział Prokuratury Krajowej, o czym informowaliśmy w środę.

Dziennikarz RMF FM Krzysztof Zasada dowiedział się, że śledczy za podstawę wszczęcia śledztwa przyjęli art. 267 Kodeksu karnego mówiący o bezprawnym uzyskiwaniu informacji. Kto i dlaczego założył lokalizator? Tego nie wiadomo, ale jak nieoficjalnie dowiedział się nasz reporter, jedna z wersji zakłada działalność grupy przestępczej, która nie miała świadomości, do kogo należy śledzony pojazd.

Lokalizator zainstalowali Rosjanie?

Inne ustalenia ma "Rzeczpospolita", która przekazała, że jeden z wątków w śledztwie mówi o działaniu obcych służb. Dziennikarzom udało się ustalić, że tropy prowadzą na Wschód. Do ostatniej wizyty Andrzeja Dudy w Ukrainie doszło 28 czerwca; szef państwa polskiego rozmawiał wówczas ze swoim ukraińskim odpowiednikiem Wołodymyrem Zełenskim.

SOP popełniła w tej sprawie poważny błąd - nie wykryła urządzenia, a to przecież ta służba powinna sprawdzać wszystkie samochody, które jadą z prezydentem w kolumnie. Kontrola aut i ochrona najważniejszych osób w państwie jest iluzoryczna - powiedział rozmówca dziennika.

Jeśli potwierdzi się w śledztwie wątek wschodni, to znaczy, że zainstalowali go np. Rosjanie i ich służby. Gdyby to była prawda, to mielibyśmy niezwykle groźną sytuację - dodał oficer związany ze służbami.

A co jeśli sprawa jest o wiele mniej zawiła? Wieloletni pracownik Kancelarii Prezydenta RP w rozmowie z "Rz" przypomniał, że kilka lat temu w pojazdach służących do przewozu niższych rangą pracowników zainstalowano lokalizatory GPS. Może się więc okazać, że znaleziony lokalizator to nic innego, jak niezdemontowane urządzenie sprzed lat.