Około 200 osób wzięło w Łodzi udział w marszu "w imię solidarności społecznej i poprawy bezpieczeństwa". Uczestnicy zgromadzenia w milczeniu przeszli ulicami miasta. Uczcili pamięć 20-latka zabitego tydzień temu na ul. Piotrkowskiej.

Mężczyzna zginął w nocy z piątku na sobotę ubiegłego tygodnia. Wraz ze swoją znajomą bawił się w jednym z pubów w centrum Łodzi. Około godz. 3 oboje wyszli na zewnątrz. Gdy obok nich przechodziło dwóch mężczyzn, jeden z nich, Rafał N., potknął się o nogę dziewczyny. Wrócił, uderzył ją otwartą dłonią w twarz i odszedł. 20-latek pobiegł za napastnikiem. Ten wyciągnął nóż i kilkanaście razy go ugodził.

"Myślałem, że się biją, a to już były ciosy zadawane nożem"

Widziałem, jak biegł do bramy, w której zauważył napastników. To były 3-4 sekundy. Został wypchnięty przez jednego z tych sprawców i w tym momencie zauważyłem takie ruchy uderzające. Myślałem, że biją się. Po prostu zaczęła się szarpanina. A to były już ciosy zadawane nożem - tak tragiczne wydarzenia opisał w rozmowie z reporterką RMF FM świadek tego zdarzenia, taksówkarz Paweł Żak. Nie bójcie się, ruszcie po prostu wszyscy i pokażcie, na co was stać. Bo na dużo was stać. Jesteście młodzi, wspaniali. Jeżeli ja będę potrzebował pomocy, na pewno się do was zwrócę, bo wiem, że na pewno niejeden z was mi pomoże - dodał, apelując do osób zapowiadających swój udział w marszu.

Napastnikowi grozi dożywocie

Dwaj podejrzani o udział w tragicznym zdarzeniu - Rafał N. i Bartłomiej K. - trafili do aresztu. Pierwszy z nich został zatrzymany na trzy, a drugi na dwa miesiące. Rafałowi N. za zabójstwo grozi kara dożywocia. Bartłomiej K. usłyszał natomiast zarzut nieudzielenia pomocy osobie będącej w stanie bezpośredniego zagrożenia. Grożą mu za to trzy lata więzienia.

(MRod)