Trzy godziny trwała w szpitalu uniwersyteckim w Olsztynie pionierska operacja córki aktorki Ewy Błaszczyk. 22-letniej Aleksandrze, która jest w śpiączce od 16 lat, wszczepiono specjalny symulator. Urządzenie ma pobudzić pracę mózgu i tym samym może przyczynić się do wybudzenia jej ze śpiączki. "Wszystko odbyło się bez kłopotów, jak należy" - podkreślają lekarze, którzy przeprowadzili zabieg. Druga zaplanowana na wtorek operacja zakończyła się o godz. 17.

Do tej pory podobne operacje odbywały się tylko w Japonii. Zabieg przeprowadził japoński profesor Isao Morita, asystował mu neurochirurg prof. Wojciech Maksymowicz.

Tak się umówiliśmy, jak się prosi mistrza, to po to, żeby operował - powiedział prof. Maksymowicz. Wszystko jest w porządku, wszystko jest podłączone, sprawdzone, wszystko dobrze przylega, gdzie powinno, kontrola rentgenowska też to potwierdziła - podkreślił po wyjściu z sali operacyjnej.

Przed godziną 10 córka Ewy Błaszczyk pojechała na zabieg. 

Zoperowana Aleksandra trafiła na salę wybudzeniową. Po godzinie 16 została przewieziona na oddział neurologii i neurochirurgii. Prof. Maksymowicz powiedział, że pacjentka będzie tu "jakiś czas", dopóki nie zagoją się pooperacyjne rany. Pierwsze badania kontrolne dziewczyna będzie miała wykonane za miesiąc.

Ewa Błaszczyk powiedziała, że w czasie operacji córki zajęła się sprawami kliniki "Budzik" dla dorosłych. To najlepsze, co mogłam zrobić, czekając - dodała. Przed zabiegiem córki aktorka mówiła, że ma świadomość, że Ola przebywa w śpiączce od 16 lat "co jest obciążeniem", i dodawała, że woli mieć nadzieję, niż jej nie mieć.

We wtorek, w tym samym szpitalu, zabiegowi została poddana również 24-letnia pacjentka z Warszawy. Drugi zabieg także przebiegł bez komplikacji, już się lepiej rozumieliśmy, zgraliśmy. Wszystko przebiegło zgodnie z założeniami - powiedział PAP Łukasz Grabarczyk, członek zespołu prof. Maksymowicza, który uczestniczył w obu zabiegach.

Dwie kolejne osoby w środę przejdą pionierską operację.

"Potrzeba pieniędzy na kolejne takie operacje"

Pierwsze cztery operacje zostaną przeprowadzone za darmo. Koszt jednego stymulatora wynosi 70 tysięcy złotych. Japońska firma zgodziła się jednak przekazać urządzenia za darmo.

My jesteśmy gotowi, żeby w późniejszym czasie przeprowadzić kolejne takie operacje. Trzeba jednak zdobyć na to środki. Trudno jednak oczekiwać, że nagle znajdą się dodatkowe pieniądze. Na razie myślę, że możemy mówić o charytatywnej działalności albo badaniach naukowych - podkreśla profesor Wojciech Maksymowicz, kierownik katedry neurologii i neurochirurgii.

Jak to działa?

Operacja wszczepienia stymulatora osobie w śpiączce polegała na otwarciu kanału kręgowego, następnie lekarze wprowadzili elektrodę nad oponę twardą rdzenia kręgowego. Do tej elektrody przepływa prąd ze stymulatora, który został umieszczony na tułowiu pacjentki. Prąd ze stymulatora poprzez elektrodę ma efektywnie drażnić struktury pnia mózgu. Stymulator z elektroda połączony jest przebiegającym pod skórą przewodem.

Stymulator co 15 minut wysyła "porcję prądu" do mózgu. Ma to wpłynąć na zwiększenie przepływu mózgowego tak, żeby było więcej odżywczej krwi, żeby te neurony, które przetrwały u tych chorych urazy, poczuły się lepiej, były lepiej odżywione - tłumaczył w poniedziałek prof. Wojciech Maksymowicz. Jak wyjaśnił, zwiększenie przepływu mózgowego i stymulacja mózgu ma w konsekwencji doprowadzić do nawiązania kontaktu z osobami, które dotąd były w stanie minimalnej świadomości.

(ug)