52 700 złotych kosztowały poszukiwania pary grotołazów w Jurze Krakowsko-Częstochowskiej. Przez trzy doby ratownicy jurajskiej grupy GOPR, zaalarmowani przez ojca 18-latki z Bielska-Białej, szukali jej na terenie Jury. Dziewczyna miała wyłączony telefon.

Nieodpowiedzialna turystka zgłosiła się na policję dopiero, gdy w radiu usłyszała komunikat o jej poszukiwaniach.

Kto zapłaci za bardzo drogą akcję? Wszystko wskazuje na to, że sami ratownicy, bo – jak oceniają – na zwrot kosztów nie mają szans. Dlaczego? Ponieważ ojciec nastolatki twierdzi, że zawiadomił o zaginięciu dziewczyny z troski o dziecko, a 18-latka - że nie była świadoma, iż szuka jej kilkudziesięciu ratowników.

To także trudna do rozstrzygnięcia sytuacja dla policji. Polskie prawo nie każe za głupotę. Natomiast policjanci sprawdzą, czy zachodzi możliwość postawienia komuś jakiś zarzutów - mówi jeden z policjantów z Bielska-Białej. Najpierw jednak funkcjonariusze muszą porównać zeznania 18-latki i jej ojca.

Wszczęcie fałszywego alarmu to wykroczenie. Jeżeli policjanci zbiorą odpowiedni materiał dowodowy, niewykluczone, że ojciec dziewczyny stanie przed sądem grodzkim.