Wojewódzki konsultant ds. ginekologii i położnictwa zakończył kontrolę w starachowickim szpitalu, gdzie według doniesień RMF FM kobieta urodziła na podłodze jednej z sal martwe dziecko. Raport jeszcze w niedzielę przekaże do resortu zdrowia.

Wojewódzki konsultant ds. ginekologii i położnictwa zakończył kontrolę w starachowickim szpitalu, gdzie według doniesień RMF FM kobieta urodziła na podłodze jednej z sal martwe dziecko. Raport jeszcze w niedzielę przekaże do resortu zdrowia.
Szpital w Starachowicach /Piotr Polak /PAP

Dr Wojciech Rokita analizował sprawę na polecenie ministra zdrowia Konstantego Radziwiłła, konsultanta krajowego ds. położnictwa i ginekologii prof. Stanisława Radowickiego oraz konsultanta krajowego ds. perinatologii prof. Mirosława Wielgosia.

Zapoznałem się z dokumentacją, dokonałem oględzin oddziału, rozmawiałem z personelem, który zajmował się pacjentką - powiedział Rokita. Kontrola trwała blisko cztery godziny. Dr Rokita nie chciał mówić o wnioskach, które znajdą się w protokole pokontrolnym.

Mogę jedynie powiedzieć, że podczas kontroli nie miałem żadnych problemów. W tej chwili jestem w trakcie opracowywania materiału i konkretnych wniosków. Trafią one do resortu zdrowia, a w jakim zakresie ministerstwo udostępni moje wnioski i sam protokół, nie potrafię powiedzieć - dodał.

Minister zdrowia Konstanty Radziwiłł zapowiedział w sobotę dokładne wyjaśnienie sytuacji w szpitalu w Starachowicach. Jeżeli się okaże, że są osoby winne, będą wyciągnięte konsekwencje - zapowiedział.

Według informacji RMF FM pani Iza, będąc w ósmym miesiącu ciąży, zgłosiła się do szpitala, ponieważ przestała czuć ruchy dziecka. Zdiagnozowano, że dziecko nie żyje. Według pacjentki i jej męża, na których powołują się media, gdy rozpoczęła się akcja porodowa, kobiecie nie udzielono pomocy; pozostawiona bez opieki, urodziła na podłodze jednej ze szpitalnych sal, a dziecko nie żyło.

Sytuację za "absolutnie bulwersująca" uznała minister rodziny Elżbieta Rafalska. Jeżeli taka sytuacja się zdarzyła, to jest rzecz absolutnie skandaliczna, niedopuszczalna i osoby, które doprowadziły do takiej sytuacji, która nie powinna mieć nigdzie w Polsce miejsca, powinny ponieść odpowiedzialność - mówiła dziennikarzom w sobotę.

Sprawą zajmuje się prokuratura i świętokrzyski NFZ.

"Rodziłam na podłodze, między jednym a drugim łóżkiem"

1 listopada pani Iza - w 8. miesiącu ciąży - przestała czuć ruchy dziecka. Zgłosiła się do szpitala. Badania USG wykazały, że jej dziecko nie żyje. Podjęto decyzję, by wywołać poród.

Przyjęli mnie na oddział i zostawili samą sobie- opowiadała nam pacjentka.

Akcja porodowa rozpoczęła się na drugi dzień. Ale nikt w szpitalu nie zadbał, by kobieta urodziła w godnych, cywilizowanych warunkach. Nikt nie przyszedł, choć pani Iza alarmowała, że zaczęły się skurcze, a jej mąż wzywał kilka razy lekarzy i położne. Kobiety nie przeniesiono na porodówkę - sama rodziła martwe dziecko.

Skurcze zaczęły się w pół do pierwszej- opisuje pani Iza. Pani doktor wzięła mnie na badanie i stwierdziła, że to nie są skurcze. Potem bóle powtarzały się co sześć minut, co trzy, ale lekarze - już bez badania - twierdzili, że to nie są skurcze. Nie wiem, na jakiej podstawie to wmawiali - zaznacza.

Do porodu - jak podkreśla - doszło w sali na podłodze.

Mąż co 10 minut biegał i prosił o pomoc, żeby ktoś przyszedł, zrobił cokolwiek... Siostra stwierdziła, że ona lekarza powiadamia, a on nie przychodzi. No i urodziłam na podłodze, między jednym a drugim łóżkiem - relacjonowała w rozmowie z reporterem RMF MAXXX pani Iza.

Chodziłem i prosiłem o jakąś pomoc. Tylko była odzywka od położnej, że ona powiadomi lekarza, że ona za chwilę przyjdzie - wspominał mąż pacjentki - Nikt nie miał czasu przyjść do momentu, aż urodziła żona na sali na podłodze. Wtedy, jak pobiegłem, to nagle wszyscy znaleźli nagle czas.

Pytanie, co by było, gdyby to dziecko było żywe i wypadło tak na posadzkę, co by wtedy powiedzieli - zauważył.

Marcin Biesiada, dyrektor ds. leczniczych szpitala w Starachowicach zapowiedział wewnętrzne postępowanie w tej sprawie. Trudno jednak wytłumaczyć, dlaczego nikt przez kilka godzin nie monitorował stanu pacjentki. Dlaczego nie przeniesiono jej na porodówkę i nikt nie przyszedł mimo wezwań męża, że pani Iza rodzi na sali. Musimy zbadać tę tragedię. Porozmawiać z personelem - mówił.

W rozmowie z reporterem RMF MAXXX pani Iza przyznała, iż ma nadzieję, że już żadna kobieta nie będzie rodzić w starachowickim szpitalu w takich warunkach. Nie w strachu, nie na sali tylko na sali porodowej, gdzie ktoś przy niej będzie i jej pomoże - mówiła.

(az)