​Przewodnicząca sejmowej komisji śledczej ds. Amber Gold Małgorzata Wassermann (PiS) zaprezentowała dziś projekt raportu końcowego z prac komisji. Raport liczy niemal 700 stron. Posłowie złożyli około 30 zawiadomień do prokuratury o możliwości popełnienia przestępstwa. Posłowie będą mieli 2 tygodnie na zapoznanie się z projektem i kolejne 2 tygodnie na zgłaszanie ewentualnych uwag.

Według przewodniczącej komisji Małgorzaty Wassermann z PiS, skrajnie krytycznie oceniona została działalność Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego, Ministerstwa Finansów i Urzędu Lotnictwa Cywilnego, którymi zarządzali ministrowie Donalda Tuska. Konkluzje są miażdżące dla ówczesnego premiera i jego ministrów - stwierdziła w rozmowie z dziennikarzem RMF FM Patrykiem Michalskim Małgorzata Wassermann.

Z taką oceną nie zgadza się poseł Krzysztof Brejza z Platformy Obywatelskiej. Pamiętam nagonkę na Pawła Adamowicza. To jest komisja kłamstw. Jeżeli ktoś idzie szlakiem kłamstw, prawdy nigdy nie osiągnie - podkreślił poseł.

Ocena działalności służb specjalnych i policji ws. Amber Gold "skrajnie zła"

Przedstawiając projekt raportu komisji, Małgorzata Wassermann mówiła, że większość instytucji państwowych ocenianych przez komisję śledczą, w latach 2009-2012 "bardzo daleko posunęło się w niedopełnianiu swoich obowiązków".

Skrajnie źle oceniamy przede wszystkim działalność służb specjalnych oraz policji pod przewodnictwem tutaj na samej górze pana ministra Jacka Cichockiego - powiedziała przewodnicząca komisji śledczej.

Wassermann mówiła, że Cichocki "aby ukryć te działania zwłaszcza po stronie policji, ale również ABW (...) po pierwsze przemilczał fakt w ogóle prowadzeniatej sprawy (dot. Amber Gold) podczas debaty sejmowej 30 lipca 2012 r. A po drugie udzielił Sejmowi, a co za tym idzie - opinii publicznej, nieprawdziwej informacji o tym, że służby specjalne prowadziły działania w stosunku do grupy spółek Amber Gold i OLT, działania analityczne od roku 2012 roku, od marca".

Jak mówiła, ta informacja "była informacją nieprawdziwą". Prawdziwa informacja jest taka, że służby specjalne posiadały udokumentowaną wiedzę o szykującej się przestępczej działalności OLT, czyli wejścia w linie lotnicze przez Marcina P., od sierpnia 2011 roku - powiedziała Wassermann.

Dodała, że drugim ministerstwem, które jest oceniane przez nią i prezydium komisji "skrajnie źle" jest Ministerstwo Transportu i Budownictwa pod rządami ministra Sławomira Nowaka. Mówiła, że Urząd Lotnictwa Cywilnego podległy temu resortowi utrzymywał, a nawet rozszerzał koncesję dla spółek OLT, mimo że te spółki nie spełniały przewidzianych prawem wymagań.

Wassermann mówiła, że Nowak jako jedyny minister posiadał uprawnienia w postaci "możliwości wydawania decyzji o zamknięciu działalności przez odebranie koncesji z rygorem natychmiastowej wykonalności". To oznacza, że pan minister Nowak mógł przeciąć tę działalność w ciągu jednego dnia - powiedziała przewodnicząca komisji śledczej.

"Torpedowanie postępowania, a nie postępowanie"

Jak mówiła szefowa komisji śledczej ds. Amber Gold Małgorzata Wassermann - zdaniem komisji postępowania prokuratorskie dot. Amber Gold były prowadzone nieprawidłowo.

Mimo, iż prokurator generalny Andrzej Seremet w 2012 r. wszedł w posiadanie wiedzy o wszystkich postępowaniach, jakie się toczyły ws. Amber Gold; mimo że z mównicy sejmowej zapewnił, że każde z tych postępowań będzie pod jego szczególnym nadzorem, to większość z tych postępowań została przedwcześnie umorzona bez wyjaśnienia stanu faktycznego - powiedziała.

Wessermann oświadczyła, że ocena działań prokuratury "jest skrajnie zła". Dwa lata w prokuraturze rejonowej (Prokuratura Rejonowa Gdańsk-Wrzeszcz) nie wykonano najbardziej elementarnych i podstawowych czynności. Nie bądźmy naiwni, pani prokurator (Barbara Kijanko prokurator referent prowadząca postępowanie) miała swojego szefa, swoich przełożonych. To jednoznacznie świadczy o tym, że taki, a nie inny sposób prowadzenia tej sprawy był w Gdańsku akceptowany - wskazała.

Jak dodała, było to "torpedowanie postępowania, a nie postępowanie". W jej ocenie, późniejsze decyzje sądów dyscyplinarnych w stosunku do prokuratorów prowadzących postępowania dot. Amber Gold "zawierały uzasadnienia szokujące". Uzasadnienia mówiły m.in. że działania prokurator Barbary Kijanko nie podważyły zaufania obywateli do wymiaru sprawiedliwości - mówiła Wassermann.

Według szefowej komisji, sprawa Amber Gold pokazała, że rozdzielenie Ministerstwa Sprawiedliwości i Prokuratury Generalnej było ogromnym błędem. Sprawa Amber Gold pokazała, że prokuratura, za którą nie odpowiada nikt w rządzie, jest prokuraturą niezdolną do wyjaśniania najważniejszych przestępstw, niezdolną do prowadzenia trudnych postępowań, ale też absolutnie ówczesna prokuratura była niezdolna, aby wyciągnąć z tego wnioski - powiedziała Wassermann.

"Marcin P. był tzw. słupem"

Wyrażam stanowisko, iż dla mnie po trzech latach prac komisji nie ma żadnych wątpliwości, że Marcin P. był tzw. słupem. P. prowadził oficjalnie tę działalność, P. dawał sobie z tym radę, natomiast na pewno nie był osobą, która tę działalność wymyśliła i przeprowadziła - powiedziała Wassermann przedstawiając na posiedzeniu komisji projekt raportu.

Przed komisją stawały osoby, które twierdziły, że Marcin P. to wszystko wymyślił. Twierdzili tak głównie ci funkcjonariusze, których zadaniem było wyjaśnienie kto stoi za Marcinem P. i skąd poszły pierwsze pieniądze. Skoro tego zadania nie wypełnili, to przedstawiali stanowisko, z którego wedle nich wynikało, że on tego dokonał samodzielnie - mówiła.

Zwróciła uwagę, że podczas przesłuchania P., gdy był on pytany, czy ktoś za nim stał "nastąpiła cisza, po czym P. odpowiedział: uchylam się od odpowiedzi na to pytanie". Proszę państwa, bez oceny, materiał dowodowy zawarty w raporcie pozwoli państwu wyrobić sobie własne stanowisko w tym zakresie - dodała Wassermann.

 Szefowa komisji mówiła też o działalności lotniczej Amber Gold. W połowie 2011 r. spółka przejęła większościowe udziały w liniach lotniczych Jet Air, następnie w niemieckich OLT Germany, a pod koniec 2011 r. w liniach Yes Airways. Powstała wtedy marka OLT Express. Linie upadłość ogłosiły pod koniec lipca 2012 r.

Nie mam żadnych wątpliwości, że Marcin P. nie wszedł w działalność lotniczą w sposób dobrowolny - oświadczyła Wassermann. Jak tłumaczyła, według P. oraz świadków zeznających przed komisją, P. z internetu dowiedział się, że jedna ze spółek lotniczych upada.

Napisał maila do prezesa, zaprosił go na rozmowę i w ciągu pół godziny zadeklarował, że przejmie wszystkie zobowiązania i tę spółkę. W ciągu dwóch godzin, jak to zeznają świadkowie, zadeklarował, że wpłaca 10 mln, aby pohamować wierzycieli i komornika, który na tej spółce jest - mówiła.

Wpłaca te pieniądze bez żadnego dokumentu, umowy, papierka, bez czegokolwiek - dodała. Jak przypomniała - Marcin P. tłumaczył taką decyzję tym, że jego marzeniem było, by zostać lotnikiem, ale żona mu nie pozwoliła. W związku z powyższym postanowił zrealizować swoje marzenie i zakupić linie lotnicze - powiedziała Wassermann. 

"ABW torpedowała możliwość wyjaśnienia wątku lotniczego afery"

Agencja Bezpieczeństwa Wewnętrznego torpedowała możliwość wyjaśnienia tego, co się szykowało w związku ze spółką lotnicza OLT - oceniła szefowa komisji śledczej ws. Amber Gold. Małgorzata Wassermann, odnosząc się do wątku dotyczącego lotniczej spółki OLT, zaznaczyła, że ochrona sektora lotniczego w Polsce jest zarezerwowana dla ABW. Wszystkie opowieści, że oszustwo nie należy do ich  działalności należy włożyć między bajki. Oni nie pozyskali tylko wiedzy o tym, że to jest piramida, tylko oni pozyskali wiedzę o wejściu gracza lotniczego na ten rynek z góry z wiedzą, że będzie wielką konkurencją dla polskich linii lotniczych. Czyli właściwość w 100 proc. ABW - oświadczyła Wassermann. Jej zdaniem funkcjonariusze w Gdańsku torpedowali możliwość wyjaśnienia, tego co się szykowało w związku z OLT. I robią to w sposób absolutnie celowy - dodała. Podkreśliła przy tym, że kierownictwo ABW kierowało każdą pojedynczą czynnością w sprawie Amber Gold.

Funkcjonariuszom nie wolno było zrobić nic bez uzgodnienia z przełożonymi. I w tych okolicznościach dochodzi do sytuacji gdzie całe OLT - po co powstało, kto kazał w to zainwestować, co tam robił syn ówcześnie urzędującego premiera, kto go zwerbował do czego im służył - to wszystko staje się przedmiotem manipulacji - powiedziała.

Według Wassermann do momentu kiedy rządziła PO nie podjęto próby wyjaśnienia wątku lotniczego w aferze Amber Gold. To jest robione aktualnie i obecnie. Zresztą skutkiem tego jest kilka zarzutów dla osób w tym uczestniczących, a śledztwa wszystkie są rozwojowe - dodała.

Szefowa komisji śledczej zaznaczyła, że według funkcjonariuszy ABW zebrany materiał dotyczący OLT był zbyt słaby, żeby zrobić z niego sprawę operacyjną. Natomiast ten materiał w maju 2012 staje się wystarczający, żeby szef ABW powiadomił prezydenta, premiera i pięć najważniejszych osób w państwie, że szykuje się afera, która może doprowadzić do zagrożenia bezpieczeństwa państwa - dodała.

"Przez trzy lata żadnej reakcji"

Sądy rejestrowe i urzędy skarbowe dostawały co chwila wnioski o rejestrację nowych spółek Marcina P. z "niebotycznym" kapitałem zakładowym, a jednocześnie widziały, że firmy twórcy Amber Gold nie składają sprawozdań finansowych - mówiła przewodnicząca komisji śledczej Małgorzata Wassermann. Zaznaczyła, że minister gospodarki błyskawicznie zareagował, gdy uzyskał informacje o tym, że Marcin P. może być osobą karaną, a jego działalności może być przestępcza. Wykreślił go z rejestru domów składowych i to ministerstwo (gospodarki) pokazało, że jeżeli chciało się postępować w sposób zdecydowany, można to było zrobić, tam decyzje zapadały z dnia na dzień z rygorem natychmiastowej wykonalności - mówiła Wassermann.

Dodała, że ubolewa nad tym, iż minister gospodarki wysyłając informację do sądu rejestrowego, że skreśla Marcina P. ze swojego rejestru nie podał przyczyny. Gdyby ją napisał, czyli napisał z uwagi na karalność tego pana, to sąd rejestrowy nie mógłby dalej nie zauważać, że ma człowieka wpisanego we wszystkich rejestrach, który jest dziewięciokrotnie karany, a co za tym idzie nie może pełnić funkcji prezesa - wskazała Wassermann.

Jak mówiła, liczne spółki Amber Gold i OLT Marcina P. były rejestrowane w gdańskich urzędach skarbowych i sądach. Zaznaczyła, że te instytucje dostawały co chwila wnioski o rejestrację nowych spółek z "niebotycznym kapitałem zakładowym". To są kwoty w przypadku Marcina P., które szły w miliony, Marcin P. ma rozmach, podnosi kapitał zakładowy z 1 mln na 10 mln, z 10 mln na 50 mln - zauważyła przewodnicząca komisji.

Mówiła, że sąd dostawał wnioski o rejestracje takich spółek z jednej grupy i jednocześnie widział, że te spółki nie składają sprawozdania finansowego. Czy to nie uzasadnia jednak pewnego zastanowienia z jakim podmiotem mamy do czynienia? Przez trzy lata żadnej reakcji - powiedziała Wassermann. 

Dodała, że "podobna sytuacja" jest w przypadku urzędu skarbowego. Większość spółek Marcina P. to jest I Urząd Skarbowy w Gdańsku (...) ma informacje o kapitałach zakładowych, mnożących się dziesiątkach milionów złotych. I Urząd Skarbowy w Gdańsku ma informacje o zarobkach Marcina i Katarzyny P., które szły w milionach złotych, ale jednocześnie ten sam urząd skarbowy nie ma informacji o tym, aby Marcin P. składał deklaracje miesięcznie VAT-owskie, nie składa rocznych sprawozdań finansowych, nie składa CIT-u rocznego - mówiła Wassermann.

Czy to jest możliwe, aby naczelnik oraz urzędnicy widzieli mnożące się miliony w składnikach majątkowych, a nie reagowali na fakt, że nie wiedzą skąd one się biorą, bo on w ogóle się z urzędem nie rozlicza? - pytała przewodnicząca komisji śledczej.

Wassermann mówiła, że drugą obok Ministerstwa Gospodarki, instytucją, która próbowała coś zrobić z firmami Marcina P. była Komisja Nadzoru Finansowego i "pewnie by ją bardzo pochwaliła", gdyby nie dwa elementy, których jej zabrakło w działania KNF. 

Jak mówiła, KNF nie przeprowadziła kontroli instytucji ubezpieczeniowych oraz banków, które współpracowały z firmami Marcina P., a w tym zakresie była obszerna korespondencja.

Materiał był tak szeroki, jeżeli chodzi o banki, że komisja Amber Gold wysłała zawiadomienie do prokuratury, mimo iż banki nie podlegały pracy komisji. Po prostu nie mogliśmy jako funkcjonariusze publiczni przejść do porządku dziennego nad tym, co żeśmy zobaczyli i zebrali - mówiła Wassermann.

Jak zaznaczyła, banki zaczęły wysyłać zawiadomienia o transakcjach podejrzanych dopiero, kiedy sprawą zainteresowało się ABW, czyli w maju 2012 roku.

“Komisja, która miała służyć zniszczeniu Donalda Tuska"

Zbliżają się kolejne wybory, to trzeba coś odpalić. Nie ma tu żadnej merytoryki, jest czysta polityka - komentował Brejza.

Jak dodał, komisja została powołana z naruszeniem prawa, gdyż największemu klubowi opozycyjnemu, klubowi PO-KO, przypadło tylko jedno miejsce. Styl pracy, zadawania pytań, styl przesłuchiwania, bardzo często upokarzanie niektórych świadków, zwłaszcza tych, których się nie lubi z przyczyn polityczny - wyliczał polityk.

Jak dodał "były też momenty zupełnego skandalu" - dodał mówiąc, że były "próby obciążania" syna premiera Donalda Tuska, Michała Tuska, który współpracował z liniami OLT Express należącymi do Amber Gold.

To była komisja, która miała służyć zniszczeniu Donalda Tuska i komisja, która miała służyć zniszczeniu Pawła Adamowicza. Nie udało wam się ani pierwsze, ani drugi - stwierdził Brejza pod adresem posłów PiS.

Wskazywał tu m.in. na zarzuty, że Adamowicz był jednym z klientów Amber Gold. Nie było żadnego Pawła Adamowicza na liście klientów Amber Gold, to było podłe kłamstwo. Był inny Adamowicz, który mieszkał kilkaset kilometrów dalej - podkreślał polityk PO.

Proszę pana, nie było w ogóle takiego wątku, pan wymyśla historie, których nie ma - komentowała Wassermann. Przecież wasza telewizja o tym mówiła - ripostował Brejza. Wskazywał, że jeden z dziennikarzy "biegł i podtykał mikrofon, i mówił: kim jest Paweł Adamowicz na liście klientów Amber Gold". Przecież to wypływało z insynuacji. Jak można tak kłamać - kontynuował polityk PO.

Raport może mieć 700 stron, ale i tak jest jednym wielkim zerem - ocenił Brejza. Z wielkiego polowania, z wielkiej nagonki, wyszedł kapiszon i to podmokły kapiszon - dodał.

Brejza zapowiedział, że przygotuje zdanie odrębne do raportu "z dwoma zawiadomieniami" do prokuratury. Jedno z nich miałoby dotyczyć b. przewodniczącego KNF Stanisława Kluzy, drugie - prokuratora Piotra Wesołowskiego.

"Autorskie dzieło M.Wassermann, od którego ciężko oczekiwać obiektywizmu"

Powstało to autorskie dzieło pani przewodniczącej, taki kryminał archeologiczny, z którego założenia miało wynikać, że superzłoczyńcą był Marcin P. a we wnioskach końcowych okazuje się, według pani przewodniczącej, że superzłoczyńcą jest Donald Tusk. To jest szczególnie przykre - powiedział Zembaczyński o projekcie raportu przedstawionym przez przewodniczącą komisji.

Zembaczyński pytał Wassermann, w związku z jej stwierdzeniem, że szef Amber Gold Marcin P. był tylko tzw. słupem, czy można stawiać takie tezy, kiedy państwo pod rządami PiS nie zdobyło na to żadnych dowodów.

"To jest wszystko w zakresie wyobrażeń, konfabulacji, jakiś opowieści. Szczególnie bulwersujące jest to, że tak ograne zaangażowanie aparatu biurokratycznego państwa do pracy w tej komisji, posłów, mediów, doradców i wszystkich waszych urzędników, właściwie nie doprowadziło do niczego" - stwierdził.

Zapowiedział też, w imieniu Nowoczesnej, że złoży zdanie odrębne do raportu przedstawionego przez Wassermann. "W każdym punkcie, w którym są domniemania, a nie fakty, w każdym punkcie, w który pani coś sugeruje, wklejając poszczególne wypowiedzi świadków, a nie ma na to żadnych materialnych dowodów, będziemy zgłaszać poprawki" - zapewniał.

Pytał też Wassermann, czym był "ten mistyczny układ gdański". "Cały czas (w projekcie raportu - PAP) słyszę takie sugestie, że ten układ funkcjonował. Pani udowadnia, że Marcin P. nie był w stanie działać sam. Gdzie są na to wszystko dowody? Po co tyle bicia piany, kiedy ona opadła, a bąbelki medialne pękły i okazało się, że pośrodku jest na prawdę niewiele dowodów, lecz większość domysłów. Co z tym całym materiałem niejawnym" - mówił Zembaczyński.

Pytał "dlaczego tak potężny materiał niejawny w tak skromnej części został odtajniony skoro jest tak istotny". "Trudno oczekiwać od tego raportu, który powstawał, z pominięciem merytorycznego głosu Nowoczesnej, PO czy PSL-u, obiektywizmu" - mówił Zembaczyński.

Ocenił, że wnioski końcowe przedstawione w raporcie przez Wassermann są "druzgocące". "Wszystko co państwo wypisują, że sprawa Amber Gold pokazała jak w soczewce, że państwo polskie w latach 2009-2015 było takie, siakie i owakie, (...) to można bezpośrednio pasem transmisyjnym przełożyć na obecną skuteczność państwa polskiego - powiedział.

Dodał, że styl pracy komisji, używanie przez Wassermann w pytaniach np do syna Donalda Tuska, Michała stwierdzeń jak "kto go zwerbował do pracy w Amber Gold", najlepiej obrazuje filozofię przewodniczącej komisji. "To jest filozofia, która zaprzecza fundamentom założenia, jakim miało być odbudowanie zaufania społeczeństwa do sejmu RP, poprzez zajęcie się pracą nad aferą Amber Gold - powiedział Zembaczyński.

2 tygodnie na uwagi posłów

Posłowie będą mieli dwa tygodnie na zapoznanie się z projektem raportu końcowego z prac komisji śledczej ds. Amber Gold i kolejne dwa tygodnie na zgłaszanie ewentualnych uwag. Zgodnie z ustawą o sejmowej komisji śledczej, jej przewodniczący przygotowuje i przedstawia komisji projekt stanowiska w badanej przez komisję sprawie. Do tego stanowiska członkowie komisji mogą zgłaszać poprawki. Ostatecznie swój końcowy raport komisja przyjmuje w drodze uchwały.

Afera Amber Gold

Celem powołanej w lipcu 2016 r. komisji śledczej było zbadanie i ocena prawidłowości i legalności działań podejmowanych wobec Amber Gold przez rząd, w szczególności ministrów: finansów, gospodarki, infrastruktury, spraw wewnętrznych, sprawiedliwości i podległych im funkcjonariuszy publicznych. Od początku funkcjonowania komisja przesłuchała 150 świadków, zapoznała się też z dokumentami.

Do zadań komisji należało też zbadanie działań, jakie podejmowali w sprawie spółki: prezes UOKiK, Generalny Inspektor Informacji Finansowej, prezes Urzędu Lotnictwa Cywilnego, a także prokuratura oraz organy powołane do ścigania przestępstw, w szczególności szefowie ABW i CBA oraz Komendant Główny Policji i podlegli im funkcjonariusze publiczni. Komisja śledcza miała także zbadać działania podejmowane ws. Amber Gold przez Komisję Nadzoru Finansowego.

Amber Gold powstała na początku 2009 r. i miała inwestować w złoto i inne kruszce. Klientów kusiła wysokim oprocentowaniem inwestycji. W połowie 2011 r. spółka przejęła większościowe udziały w liniach lotniczych Jet Air, następnie w niemieckich OLT Germany, a pod koniec 2011 r. w liniach Yes Airways. Powstała wtedy marka OLT Express.

Linie OLT Express upadłość ogłosiły pod koniec lipca 2012 r. Z kolei Amber Gold ogłosiła likwidację 13 sierpnia 2012 r., a tysiącom swoich klientów nie wypłaciła powierzonych jej pieniędzy i odsetek od nich. Według ustaleń, w latach 2009-2012 w ramach tzw. piramidy finansowej firma oszukała w sumie niemal 19 tys. swoich klientów, doprowadzając do niekorzystnego rozporządzenia mieniem w wysokości prawie 851 mln zł.